No i rozpadało się na dobre.  Powódź w Candelaria Caves była początkiem złej passy.

Najpierw marzyły nam się słoneczne dni: „Oj, żeby tak jeden cały dzień świeciło słońce!”

Potem ograniczamy wymagania: „Ach, żeby choć na chwilę wyszło słońce!” Z biegiem czasu nasze życzenia stają się zupełnie minimalistyczne: „Hmm, żeby tak zdarzył się w końcu dzień bez deszczu!”

I wreszcie, po paru dniach bezustannej siąpaniny: „Ale byłoby super gdyby przez kilka godzin nie padało! Niech sobie będzie pochmurno, tylko niech nie leje.”

Próba jakaś czy co? Uciekliśmy przed polskim listopadem z deszczu pod rynnę.

Jedziemy w góry. Wysoko, prawie pod 3 tys m, bo sobie wymyśliliśmy, że tam znajdziemy się ponad deszczowymi chmurami. Będzie zimno, ale za to słonecznie, a pod nami dywan chmur, widoki będą jak z samolotu.

Nasz optymizm zostaje wystawiony na najsilniejszą „próbę wody”. Jesteśmy w centrum chmury. Przynajmniej Zośka ma radochę bo może skakać po kałużach jak Świnka Peppa.

Poprzez krople usiłujemy podziwiać jeden z podobno najpiękniejszych, najbardziej egzotycznych zakątków Gwatemali czyli tzw. Trójkąt Ixil (tak nazywa się gałąź etniczna Majów zamieszkujących te strony). Plany trekkingu skończyły się zanim się zaczęły. Szukamy miejsca do rozbicia budki za miasteczkiem Chajul. Trudna sprawa, bo po jednej stronie drogi pionowa skała a po drugiej przepaść, a tam, gdzie widać kawałek płaskiego terenu wszędzie ogrodzone pastwiska. W końcu po zachodzie udaje nam się znaleźć otwartą bramę na pole. Wjeżdżamy na zieloną trawę i natychmiast zielony, obiecujący dywan łąki zapada się, zasysa nas po osie. Próbujemy przez godzinę wydostać się, jesteśmy ubłoceni po szyję i doszczętnie przemoczeni. Ostatecznie poddajemy się, postanawiamy przespać noc w błotku. Za-ko-pane, zakopane… Rano przy świetle dziennym podejmiemy kolejną  próbę.

Osuwisko na drodze pomiędzy San Cristobal Verapaz a Uspantan. Miejscowi twierdzą, że tu droga zarywa się tak często ze władze uznały że nie opłaca się jej asfaltować, poza tym wiedzie do najbiedniejszego regionu kraju.
Osuwisko na drodze pomiędzy San Cristobal Verapaz a Uspantan. My mieliśmy wątpliwości czy przejedziemy z napędem na cztery koła, kierowcy starych załadowanych autobusów przejeżdżali bez problemu.
Osuwisko na drodze pomiędzy San Cristobal Verapaz a Uspantan.
Osuwisko na drodze pomiędzy San Cristobal Verapaz a Uspantan.
Nocleg u właściciela restauracji Don Canche w drodze do Uspantan
Nocleg u właściciela restauracji Don Canche w drodze do Uspantan. Szczeniaki zostały zamęczone.
Strzeliła nam rurka od wspomagania kierownicy, naprawa w Uspantan
W drodze do Trójkąta Ixil
W drodze do Trójkąta Ixil
W drodze do Trójkąta Ixil
W drodze do Trójkąta Ixil. Tu kawę kupuje się niewypaloną na bazarze, resztę procesu trzeba zorganizować samodzielnie

O świcie budzą nas głosy wieśniaków. To Gaspar, właściciel pola ze swoimi pomocnikami, zebrał właśnie warzywa chayotes i teraz zastanawia się, co to za dziwne UFO wylądowało w jego ogródku. Chłopaki wypychają budkę z bagna, a my w zamian ładujemy jego ciężkie wory z warzywami do budki i podwozimy załogę do miasteczka Chajul, dzięki czemu nie muszą taszczyć zbioru na plecach. Zostawiamy samochód pod chałupą Gaspara i idziemy na bazar. Chcemy kupić kilka brakujących produktów, ale przede wszystkim podejrzeć Majów Ixil, którzy słyną z malowniczych strojów. Wszystkie kobiety ubierają się na co dzień w czerwone spódnice a w zasadzie długie zwoje materiału owinięte wokół bioder zwane cortes wiązane misternie plecionym pasem. Na górę zakładają szerokie haftowane bluzki czyli hupiles. We włosy wplatają tęczowe pompony a kolczyki nawlekają ze starych monet. Gdy świeci mocno słońce lub pada deszcz kładą na czubku głowy złożone chusty. W wielu miejscach Gwatemalki ubierają się w podobny sposób, ale tutejsze niewiasty wyglądają wyjątkowo malowniczo, rozświetlają krajobraz jak nieobecne słońce. Ubrania są tkane ręcznie, większość pań nie chadza do sklepów tylko wszystko przędą same.

Za kolorową fasadą kryje się jednak ciemniejsza strona górskiej rzeczywistości. To właśnie Indianie z tych stron, posądzani o wspieranie lewicującej guerlilli byli w latach osiemdziesiątych za czasów dyktatury generała Rios Mont masowo eksterminowani.

– Mordowali całe osady. Wojsko wybijało całe wsie z helikopterów- opowiada Don Canche, właściciel restauracji, który dwa dni wcześniej pozwolił nam u siebie rozbić budkę.

Dziwnie się chodzi po bazarze wiedząc, że wśród tych ludzi nie ma nikogo, komu nie wymordowali by bliskich. Gwatemalczycy sprawiają wrażenie niesamowicie przyjaznych, spokojnych i skromnych ludzi. Są ciekawi, ale nigdy natrętni ani natarczywi, zawsze szanują naszą prywatność. Mają w sobie jakąś sympatyczną nieśmiałość i łagodność. Naprawdę trudno uwierzyć, że tak niedawno wyrzynali się wzajemnie w pień. Dziś koszmar wojny domowej minął, ale w dalszym ciągu Chajul jest końcem świata: bez edukacji, ochrony zdrowia i większych nadziei  na lepszą przyszłość.

Chajul, pod domem Gaspara
Chajul, sprzedawczynie kukurydzy na tortille
Chajul, jak w wielu innych miastach Gwatemali po mieście wożą ludzi wożą tuktuki
Na bazarze w Chajul. Dzięku Zośce nie musimy się „czaić” z aparatem.
Na bazarze w Chajul
Na bazarze w Chajul
Na bazarze w Chajul, starsze kobiety noszą kolczyki zrobione z monet
Na bazarze w Chajul
Salon mody
Na bazarze w Chajul
Na bazarze w Chajul
Na bazarze w Chajul
Ulica w Chajul
Poczęstunek u Gaspara, jego żona ugotowała oczywiście chayotes
U Gaspara, konkurs na najładniejszą minę
Osada Akul, utworzona jako punkt założony w czasie wojny domowej gdzie przesiedlano mieszkańców z okolic aby kontrolować ich ich kontakty z chowającą się w górach guerillą
Akumal. Jedne z najładniejszych momentów bez deszczu.
W Akul

You may also like...

2 Comments

  1. Piszcie więcej, proszę.

  2. W jaki sposób wybieracie miejsca na „rozbicie budki”? Spontanicznie, dojeżdżając do danej miejscowości gdzie przewidujecie nocleg czy może korzystacie z jakiejś aplikacji, wskazówek od innych podróżników?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *