Mamy dwa cele: pobyć trochę w naturze i rozgrzać się. Ostatnie tygodnie spędziliśmy na wysokościach powyżej 2000 m odwiedzając  kolonialne miasta, teraz chcemy znaleźć się tam, gdzie nie trzeba wieczorem zakładać ciepłych kurtek. Meksyk jest tak różnorodny topograficznie, że można sobie na przestrzeni jednego dnia drogi wyregulować temperaturę do aktualnych potrzeb. Wpadł nam w oko region zwany Sierra Gorda. Wysokość w dolinach to około 1000 m, wkoło lasy i kaniony.

Znajdujemy idealne miejsce nad rzeką niedaleko małej miejscowości Bucareli  i co się okazuje? Ano do środkowego Meksyku przyszło ochłodzenie. W dzień w porywach do czternastu stopni, w nocy blisko zera, do tego silny wiatr i nawet deszcz, co o tej porze roku jest rzadkością. Z naszych planów nic więc nie wyszło. W weekend przyjechało też sporo ludzi z miasta Queretaro. Jedni na motocyklach, inni samochodami 4×4 – meksykańska klasa średnia, która lubi aktywnie spędzać czas. Zjeżdżają na linie rozpiętej między górami, spacerują po okolicy. To coś nowego, bo zajęcia pozalekcyjne większości dotąd spotkanych Meksykanów ograniczały się go rozpalenia grilla zagryzanego niewyobrażalną ilością chipsów i popijanego galonami gazowanych napojów przy dźwiękach rozkręconego na cały regulator z przenośnego magnetofonu przeboje w stylu nortenos czy mariachi.

Siedzimy wieczorem przy ognisku i czujemy się tak, jak byśmy rozmawiali z przyjaciółmi z Polski: podobne żarty, spojrzenie na świat. Jedno natomiast trzeba przyznać: w Meksyku pije się znacznie mniej alkoholu niż na polskich imprezach. Leci cicho muzyka, przyjazny dla ucha jazz. Nie możemy się nadziwić, jak mocno społecznie rozwarstwiony jest Meksyk: kilka kilometrów wcześniej ledwo mówiąca po hiszpańsku Indianka sprzedaje ci pomidory, które przytargała na bazar na własnych plecach bo nie stać jej na autobus a za chwilę mieszczuchy zainteresowani sztuką czy polityką zjeżdżają na zip linach przez góry.

Okolice Bucareli
Ruiny konwentu Bucareli
Ruiny konwentu Bucareli
Ruiny konwentu Bucareli
Okolice Bucareli
Bucareli
Bucareli

Od naszych nowych znajomych dowiadujemy się też, co warto w okolicy zobaczyć i zrobić. Powstaje w ten sposób plan wycieczki przez Sierra Gorda i obszar zwany Huasteca Potosina na co najmniej dwa najbliższe tygodnie. A wygląda to tak:

Najpierw krótki trekking brzegiem rzeki do wodospadów w skalistym tunelu, czyli Puente de Dios niedaleko Pinal de Amoles. Niestety wciąż zimno, a do tego cała nasza trójka jest solidnie przeziębiona.

Puente de Dios
Puente de Dios – moża przejść po platformie albo płynąć, niestety na to drugie jest za zimno
Puente de Dios
Puente de Dios
Puente de Dios
Puente de Dios

Kolejny przystanek w krainie absurdu. Od lat czterdziestych XX w. Sir Edward James, angielski arystokrata o artystycznych ciągotach wykupił kawał dżungli niedaleko miejscowości Xilitla i postanowił dać w niej upust swemu talentowi. Wśród lian i wodospadów stworzył dziesiątki surrealistycznych konstrukcji z betonu. Miejscowi podobno bardzo lubili swojego nowego ekstrawaganckiego sąsiada, gdyż znajdowali u niego bezustanne zatrudnienie przy budowie.  Nasze odczucia? Wolnoć Tomku w swoim domku. Sztuka to sztuka a surrealizm ma być w końcu zaprzeczeniem tradycyjnej estetyki. Mimo to nie możemy oprzeć się wrażeniu, że Sir James miał znacznie więcej pieniędzy niż talentu, a otoczenie wykorzystywało jego artystyczne ambicje: poczynając od europejskich artystów, których hojnie sponsorował (między innymi Dalego) po meksykańskich przyjaciół i zauszników, którzy podtrzymywali jego wolę tworzenia i przyklaskiwali kolejnym projektom.  Tak czy inaczej, był tu podobno szczęśliwy a więc można uznać, że dobrze wydał swoje pieniądze.

Xilitla
Xilitla
Xilitla
Xilitla
Xilitla
Xilitla
Xilitla
Xilitla
Xilitla, jedna z rzeźb, które najbardziej nam się podobały, ale autorem nie był Sir James.
Xilitla

Sotano de las Golondrinas, czyli gigantycznej dziury w ziemi o głębokości prawie 400 m i średnicy 60 m rozszerzającej się ku dołowi, do której spadochroniarze wykonywali skoki BASE,  nie trzeba nam było dwa razy polecać. Dziś BASE jumping  jest już zakazany (huk otwieranego spadochronu płoszył nietoperze), ostatnie skoki oddano w 2002 r. Chłopak mieszkający przy dziurze pokazuje nam nagrany w telefonie skok. To, co dziś przyciąga turystów, to jaskółki (golondrinas, stąd nazwa jaskini). Mieszka ich w dziurze ponad milion i codziennie o wschodzie wyruszają na łowy zaś pod wieczór wracają. I to jak wracają! Stado zakrywa niebo, kołuje nad otworem i na znak przewodnika stada wszystkie jednocześnie pikują ze świstem w głąb  jaskini. Obłędny widok, niemożliwy do odtworzenia na zdjęciach.

Do dziury można zajrzeć z profesjonalnym zabezpieczeniem
Sotano de las Golondrinas
Zośka też chciała zajrzeć
Jaskółki kołują przed lądowaniem w jaskini
Mural na sklepie we wsi – zwracamy uwagę na skoczków

Znowu woda, tym razem w przyjaznej temperaturze. Wodospady Tamul , do których płynie się  łódką pod prąd rzeki. Turyści muszą sami wiosłować. Za to z powrotem można wyskoczyć z łódki i spłynąć z prądem. To, co urzekło nas w tym miejscu przynajmniej w takim samym stopniu jak wodospad, to mieszkańcy. Tak naturalnie przemiłych i serdecznych ludzi od dawna nie spotkaliśmy.

Wodospady Tamul
Wodospady Tamul
Wodospady Tamul
Wodospady Tamul
Wodospady Tamul
Wodospady Tamul
Wodospady Tamul – można z powrotem spłynąć z prądem wpław, o ile się nie ma na rękach śpiocha.

Kolejne wodospady Tamasopo, znowu kąpiel  – tym razem zabawa polega na przepłynięciu skalnym tunelem. Trafiamy na weekend, przyjechało tu więc też wielu Meksykanów. Potwierdza się nasze wcześniejsze wrażenie, że mało kto potrafi tu pływać. Niemal wszyscy  wskakują do wody w kamizelkach i poruszają się tylko trzymając liny. Znajdujemy wspaniały kemping wśród cytrusów. Obżeramy się do nieprzytomności zrywanymi z drzew pomarańczami, grapefruitami, słodkimi cytrynami (tak mają tu takie cudo) i pomelo.

Wodospady Tamasopo
Wodospady Tamasopo
W miasteczku Tamasopo
Lokalny przysmak czyli migada: placek z mięsem, warzywami (w tym podsmażonym kaktusem nopales) i serem. Oczywiście wszystko skąpane w tłuszczu.
Miejscowy przysmak zacahui,czyli mięso z warzywami duszone całą noc w liściach bananowca

Mimo trudniejszego początku plan rozgrzewki w naturze powiódł się.  Teraz czas kierować się w stronę miasta Meksyk!

Monolit w Bernal – w drodze do miasta Meksyk
Bernal, gordity z granatowej kukurydzy z rozmaitym nadzieniem, niedrogie i pyszne.
Bernal, gordity

You may also like...

2 Comments

  1. Cześć, chciałam zapytać w jakim miesiącu byliście w Sierra Gorda? Planujemy w połowie listopada też tam się wybrać – odwiedzić Puenta de Dios, Xilitla oraz powspinać się w okolicy Bernal. Zastanawiam się tylko jak się przygotować do takiej wędrówki po górach bo obawiam się że może być trochę zimno. Z góry dziękuję za pomoc.

    1. Hej Aniu,
      Byliśmy tam w styczniu. Jak na funkcjonowanie na kempingu bywało chłodno, zwłaszcza wieczorami, zdarzało się nawet poniżej 10 stopni, trochę padał deszcz. Coś na kształt polskiego września ;). Ale w ciągu dnia przyjemnie. Ta część Meksyku jest świetna: piękna, mniej znana i autentyczna więc super wybór.Powodzenia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.