Przemykali ulicami niczym białe zjawy, niedostępni dla zwykłych śmiertelników. Egzotyczni, tajemniczy, zamknięci we własnym świecie. Mowa o „lokalach”, obywatelach Emiratów. Wydawało się, że nie ma szans ich poznać, że pozostaną domysły i stereotypy.

Wszystko zmieniło się po jednym telefonie. Od tej chwili czas zaczął przyspieszać, przestrzeń zakręcać i nagle przenieśliśmy się do krainy czarów. Namiar na Saleha dostaliśmy jeszcze w Iranie. Zdzwoniliśmy się któregoś dnia w Dubaju.
– Gdzie jesteście? Kiedy się spotkamy? Czy czegoś potrzebujecie? Mówcie śmiało, jestem „lokalem” więc mogę Wam we wszystkim pomóc.
Mniej więcej tak wyglądała nasza pierwsza rozmowa z człowiekiem-instytucją, gotowym rzucić wszystko żeby pomóc znajomym, który dla wszystkich ma czas i dobre słowa. Saleh jest motocyklistą, kilka lat temu dojechał nawet ze swoimi kumplami na goldwingach do Bydgoszczy.  Za jego sprawą zaczęliśmy poznawać arabski świat.

Tutejsze życie funkcjonuje jako wszędobylska pajęczyna wzajemnych układów i powiązań. Każdy jest czyimś wujem, siostrzeńcem czy szwagrem i może pomóc w sprawach „ze swojego podwórka”. Jeśli on nie potrafi rozwiązać problemu, pyta  dalej,  na przykład swojego najlepszego przyjaciela, ten zaś przyjaciel zwraca się z kolei do swojego teścia czy innego kuzyna. Życie działa na zasadzie wzajemnych przysług. Załatwianie spraw polega na wykonaniu łańcuszka telefonów. Trochę jak wielka, wspierająca się wzajemnie i hołubiąca  swoją hermetyczność rodzina.

Saleh nie tylko zorganizował nam garaż, w którym zrobiliśmy przegląd motocykli, ale za jego sprawą  wzięliśmy też udział w międzynarodowym festiwalu podróżniczym, poznaliśmy niesamowitych pozytywnych szaleńców z różnych stron świata. Uczestników i ich dokonania długo by wymieniać: byli wśród nich m. in. Laura i Aitor – od 5 lat jeżdżą po świecie na rowerach, niepełnosprawny Ralf poznający ze swoją dziewczyną Leilą od wielu lat Afrykę przerobionym samochodem,  Rick, który obleciał świat na motolotni, Ilia i Anna eksplorujący zimą na rowerach Syberię, BD-pierwszy Hindus, który objechał świat na motorze i wielu, wielu innych. Festiwal zorganizowano z iście królewskim rozmachem (otwierał go zresztą sam książę Dubaju, serwowano wspaniałe obiady, krążyły rozmaite media), ale impreza nie tętniła życiem jak nasze polskie Żywioły, Kolosy czy inne tego rodzaju spotkania. Na widowni zasiedli głównie zaproszeni miejscowi vip-owie oraz prelegenci, którzy akurat nie mieli wystąpienia. Zabrakło (chyba celowo) zwyczajnej, ciekawej świata publiczności. Tu się raczej nie wchodziło tak po prostu „z ulicy”. Zaobserwowaliśmy także różnicę w odbiorze wystąpień pomiędzy widownią arabską a europejską. Miejscowi bili największe brawa w tych momentach, które my osobiście ocenialiśmy jako zbyt przerysowane i nadto patetyczne (mówiąc wprost, pic na wodę fotomontaż), za to zupełnie nie zrobiły na nich wrażenia te fragmenty, gdzie my czy Hiszpanie chichotaliśmy. „Lokale” traktowali podróżowanie bardzo serio, raczej w kategoriach poważnego wyczynu niż zabawy. Liczyło się dla nich głównie pokonanie przeciwności losu i osiągnięcie celu, udowodnienie czegoś światu. I wciąż powtarzające się pytanie: jaki jest twój cel w podróżowaniu? W pytaniu tym zawarte było zawsze domniemanie, że oczywiście jeździsz z jakimś przesłaniem: w intencji głodujących dzieci w Afryce, aby wesprzeć ratunek arktycznych pingwinów albo przynajmniej promować swoje miasto. Na przykład Saleh i jego motocyklowa załoga, tj. Dubai Ryders, pojechali do Europy pod hasłem wsparcia zorganizowania w Dubaju Expo 2020 (nomen omen w trakcie naszego pobytu ogłoszono zwycięstwo Emiratów). Nasza odpowiedź na pytanie o cel w podróżowaniu, może i banalna ale za to szczera: że jest to nasz ulubiony sposób spędzania czasu i że fascynuje nas świat i inni ludzie – była trochę jakby nie na miejscu. Nie tego oczekiwano po kimś, kto jeździ przez rok motorem po Azji. Znamienne natomiast, że na festiwalu w Dubaju, chyba jako jedynym, w którym braliśmy do tej pory udział, ani razu nie padło pytanie : a skąd macie na to pieniądze?…

BYLEDALEJ_AC_09850
Szejk Awad, organizator festiwalu
BYLEDALEJ_AC_09795
Przybycie księcia Dubaju
BYLEDALEJ_AC_09844
Każda impreza musi się zaczać od występu beduińskich tancerzy
BYLEDALEJ_AC_09787
Nasze motorki obok goldwingów jako atrakcja przed wejściem na festiwal
BYLEDALEJ_AC_09790
Saleh opowiadał o swoich motocyklowych podróżach po Europie

Na zakończenie festiwalu zapowiedziano barbacue na pustyni. Wobec tego podobnie jak pozostali  uczestnicy wciągnęliśmy na siebie ogniskowe łachmany i udaliśmy się  na wyznaczone miejsce. A potem wybałuszaliśmy już tylko ze zdumienia oczy coraz bardziej i bardziej. Nasza definicja grilla zdecydowanie rożni się od arabskiej. W pustynnej oazie należącej do beduińskiego przywódcy jednego z klanów Abu Dabii rozłożono na piasku pluszowe chodniki, rozstawiono złocone namioty wypełnione meblami, których nie powstydziłby się Ludwik XIV. Przygrywała beduińska kapela, krążyły tace z kawą i słodkimi daktylami. A potem służba zapełniła dziesiątkami potraw ciągnące się po horyzont stoły. Daniem wieczoru był pieczony wielbłąd. Kobiety zostały zaproszone do pomieszczeń małżonki szejka, która zachwalała potrawę: specjalnie dla nas wielbłądziątko zostało dziś odebrane od matki i ubite, gdyż najsmaczniejsze jest mięso takiego zwierzątka, które jeszcze pije mleko. W czasie, gdy panie zwiedzały damskie zakątki oazy, samców zaproszono do stołów, aby zagarnęli co najlepsze kąski. Dopiero potem dopuszczono do korytka niewiasty (ale tylko te zagraniczne, bo Arabki przez całą imprezę pozostawały w ukryciu).

BYLEDALEJ_AC_09929
Przy wejściu na „grilla” szejk osobiście witał wszystkich gości
BYLEDALEJ_AC_09939
Na powitanie obowiązkowo należy poczęstować kawą z kardamonem
BYLEDALEJ_AC_09959
Skromny grill 😉
BYLEDALEJ_AC_09914
Rodzina i znajomi gospodarza
BYLEDALEJ_AC_09948
Rodzina i znajomi gospodarza – tylko małe dziewczynki mogą swobodnie biegać wśród gości
BYLEDALEJ_AC_09969
W części kobiecej – gospodynie nie mogły jednak znaleźć się na wspólnym zdjęciu
BYLEDALEJ_AC_09966
Arabskie kobiety nie chciały się fotografować, za to dumnie prezentowały swoje ozdoby z henny
BYLEDALEJ_AC_09990
Orkiestra przygrywa skocznego begina…
BYLEDALEJ_AC_10019
Disko na pustyni
BYLEDALEJ_AC_09981
Uczestnicy i organizatorzy Travellers Festival Dubai 2013

Był to czas jak z baśni tysiąca i jednej nocy, niesamowitych zbiegów okoliczności, zupełnie inny od wszystkiego, czego doświadczyliśmy w trakcie tej podróży.  Czasami trudno nam uwierzyć, że wszystko to zdarzyło się naprawdę.

You may also like...

4 Comments

  1. Haha! Wspólni znajomi 🙂
    I widzę, że przy ładna segregacja była przy stoliku 😉

    Pozdro!

  2. No tak, Laura i Aitor tak jak Wy lubią sobie w Pamirze pojeździć rowerami po śniegu 🙂 Usciski!

  3. Czemu nie ma dalszych historii?

    1. To jest tak, że jak nie dzieje się nic na blogu to znaczy, że dużo dzieje się w realu 🙂 Ale już się uspokoiło więc blogujemy dalej (byle).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.