Są konie, 9 sztuk plus jeden berbelut, czyli po polskiemu wielbłąd, który weźmie nasze plecaki. Większość z nas po raz pierwszy siedzi na koniu. Większość plecaków pierwszy raz siedzi na berbeliucie. Ale koniki są małe, więc jakoś damy radę. Misie zapakowane, zatem w drogę. Najpierw człapiemy stępa, potem kłu-kłu-kłusujemy, a wreszcie nawet próbujemy galopować. Po 15-20 km zaczynamy nieśmiało narzekać na tyłek i kolana. Po 30 km otwarcie jęczymy. Po 40 km już tylko lecą kurwy. Konie zrąbane tak jak i my. Na miejscu jesteśmy wieczorem. Przejechaliśmy 50 km. Chyba sporo, zwłasza jak na pierwszą przejażdżkę. Konie wracają, a my padamy. Oj, będzie jutro bolało!
Następnego dnia powoli przemieszczamy się w kierunku spotkania z drugą częścią wycieczki (umówililiśmy się 25 lipca). Przeprawiamy się konno przez rzekę. Woda sięga koniom do brzucha…ale udało się. Przejechaliśmy na sucho. Wieczorem chłopaki łowią super kolację, grilujemy na patykach ryby, pycha.

 

 

 

 

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *