Senegal miał być najdalszym południowym przyczółkiem tej podróży.

Ale co zrobić, kiedy tuż tuż za rogiem, w dawnej portugalskiej kolonii  Gwinei Bissau, za chwilę rozpoczyna się huczny karnawał, podobno jedno z najbarwniejszych wydarzeń w Afryce? Oczywiście wyrabiamy w Ziguinchor gwinejską wizę i jedziemy do stolicy Bissau! Zaczynam podejrzewać, że Bartek krok po kroczku chce mnie zaciągnąć na Biegun Południowy…

Karnawał trwa trzy dni. Cała stolica zamiera, nie dzieje się tu absolutnie nic poza oczekiwaniem na wieczorną fiestę. Impreza wygląda w ten sposób, że późnym popołudniem przez główną ulicę miasta zaczynają przemieszczać się grupy przebranych tancerzy, bijąc w bębny i grzechocząc, a uliczny tłum rusza podrygując wraz z nimi. Ludzie wpadają w muzyczno-alkoholowy trans. Dookoła stoiska z piwem i innymi rozmaitymi bimber – specyfikami, gdzie można przysiąść i zebrać siły.

Może nie jest to Rio, ale i tak warto było przejechać te kilkadziesiąt kilometrów po wybojach.

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.