Czas ruszać dalej na północ. Tyle, że podobno droga na północ po ulewie przestała istnieć. Mówią, że samochód z napędem na 4 koła może i by przejechał, ale jest kiepsko. Lepej zawróćcie.
Że niby co, że my nie przejedziemy???
No i nas „podpuścili”. Oczywiście jedziemy zgodnie z wcześniejszym planem na północ.
Przez pierwsze kilometry przedzieramy się przez koszmarne, śliskie błoto. Tu naprawdę przeszedł kataklizm. Droga faktycznie została zmyta, gdzieniegdzie sterczą tylko szczyty przykrytych błotną lawiną znaków. Ale im wyżej w góry, tym sytuacja lepsza.
Udało się. W końcu wjeżdżamy na Panamericanę, wymijając świeży znak „camina cerrada no passar”. Dzielne Hondy .