Pustynne miasto Jazd. Tętniące życiem wąskie uliczki starego miasta, przy których tłoczą się gliniane domy, a nad dachami unoszą się badgiry, czyli słynne wieże wiatrów. Badgir to rodzaj starożytnej klimatyzacji, która działa do dziś. W skrócie: powietrze wpada przez otwory na szczycie wieży i jest wpompowywane do wnętrza budynku, gdzie znajduje się oczko wodne. Wiatr porusza wodę, uwalniając zbawienny chłód. Jednak teraz, zimą, przy temperaturach nie przekraczających 20 stopni, trudniej docenić finezję starożytnych inżynierów. Dawniej wodę doprowadzało się do miasta z gór specjalnymi podziemnymi kanałami, zwanymi kanatami i koncentrowano w specjalnych podziemnych cysternach.
Spędzamy długie godziny włócząc się razem z Bartkiem po zatłoczonych krytych bazarach. Dzięki jego znajomości farsi rozumiemy dużo więcej z tego, co się wokół nas dzieje, bo niestety angielski niezbyt często przydaje się w Iranie. Aleje złotników, krawców, kowali, garncarzy, szewców i wiele, wiele innych. W tym miejscu ciągle kwitnie rękodzielnictwo. Gdy rzecz się zepsuje, nie wyrzuca się jej, ale naprawia.
Jazd zamieszkuje jedna z największych w Iranie wspólnot Zoroastrian, wyznawców starożytnej perskiej religii. Ciągle działa Świątynia Ognia, w której pali się wieczny płomień. Choć szczerze mówiąc nowoczesny budynek świątyni nie dorównuje magii legendy, spodziewaliśmy się czegoś bardziej… hmm… okultystycznego? Nasze fochy rekompensuje za to Wieża Milczenia, gdzie jeszcze do lat siedemdziesiątych chowano zmarłych. Przed wejściem mijamy starca z osiołkiem.
– To Szachriar, ostatni grabarz, który tu pracował – mówi Saddżid, który nas tu przywiózł.
Robota Szachriara był to ciężki kawałek chleba. Zmarłego trzeba było najpierw zanieść stromą ścieżką na szczyt wieży i ułożyć w specjalnym kręgu ciał. W wewnętrznym kręgu leżały kobiety, na zewnątrz mężczyźni. Tak ułożone zwłoki pozostawiano na pożarcie sępom. Ludzi nie wolno było grzebać, by nie zanieczyścić ziemi, ani palić, by nie zanieczyścić ognia. Ściany wieży musiały być wystarczająco wysokie, aby zwłok nie rozkradły żerujące pod wieżą psy. Gdy sępy kończyły kolację, Szachriar strącał kości zmarłych do specjalnego dołu po środku wieży.
Ciekawa rzecz: w Jaździe, poza naszym Bartkiem, spotykamy ponad dziesięcioro polskich turystów, z różnych stron, w różnym wieku, w różnym stylu. Sprawia nam dużą satysfakcję, że tak wielu „naszych” ciekawi świat i nie przerażają zabobony.