Nie spodziewamy się wiele, raczej lustrzanego odbicia tego, co dzieje się po przeciwnej stronie rzeki, w tadżyckiej części Doliny Wachańskiej. Opadły już emocje związane z wjazdem do Afganistanu. Wygląda na to, że w tym rejonie naprawdę jest bezpiecznie.
To, co zobaczyliśmy, otworzyło nam szeroko usta ze zdziwienia. Czy to możliwe, aby rzeka, której koryto ma niekiedy szerokość zaledwie 30 metrów, tworzyła aż taką barierę? Nie do wiary, że życie po stronie tadżyckiej i afgańskiej różni się wzajemnie o przynajmniej 100 lat.
Wachan wygląda jak świat, o jakim czyta się w pozytywistycznych nowelkach. Mieszkańcy żywią się prawie wyłącznie tym, co sami wyhodują za pomocą przedpotopowych narzędzi.
Im głębiej wjeżdżamy w dolinę, tym w odleglejsze czasy się przenosimy. Poza dwiema głównymi wioskami, Kazi Dech i Kala-e-Pandża, nie ma tu sklepików. Produkty takie jak cebula, ryż czy cukier przywożą z Iszkaszim raz na pewien czas kamazy, pełniące funkcję obwoźnego bazaru.
Szczególnie malowniczo wyglądają wachańskie kobiety, odziane w czerwone sukienki i nakrycia głowy, ozdobione naszywkami ze starych monet. Niestety, skończyły się dobre czasy, gdy z miejscowymi mogliśmy się dogadać po rosyjsku, a angielskiego jeszcze tu nie znają. Miejscowy język to Wakhi, ludzie znają również dari -odmianę perskiego farsi (w którym mogą się dogadać z Afganami i Tadżykami). Bardzo ubolewamy z powodu braku możliwości swobodnego porozumiewania się. Za pomocą rąk zapytasz o podstawowe sprawy, jak nocleg czy jedzenie, ale reszty trzeba się domyślać. Takie „konwersacje” bywają po pewnym czasie męczące. Gdy się zatrzymujemy, Wachowie, zwłaszcza dzieci i starsi mężczyźni, zbiegają się nas pooglądać. Po godzinie dogadywania się bez słów mamy chęć zając się sobą: rozstawieniem namiotu, przygotowaniem posiłku, umyciem się. Liczymy więc, że po pewnym czasie nasi towarzysze znudzą się i wrócą do swoich zajęć. Nic z tego. Z minuty na minutę wokół nas robi się coraz większe zgromadzenie. Potrafią godzinami w milczeniu patrzeć na każdy nasz ruch.
Wśród „rozmów”, które odbywamy, jest oczywiście pytanie, skąd pochodzimy. Gdy dowiadują się, że jesteśmy Polakami, uśmiechają się ze zrozumieniem i pokazują na góry. Dla nich Polacy to ci, którzy chodzą w Hidnukusz. Nasi rodacy odcisnęli tu pozytywne piętno, m. in. wykonali pierwsze zimowe wejście na Noszak (najwyższą górę Afganistanu) w 73 r. Pewien mówiący po angielsku mężczyzna, który przedstawia się jako szef wachańskiego Conservation Wildlife Center na wieść, skąd jesteśmy, cieszy się i opowiada, że z zeszłym roku był tu Polak, Jakub miał na imię, mówił w dari, wspinał się na Noszak i przywiózł mu fotografie wysokogórskich zwierząt. Zgadujemy, że był to nasz znajomy Kuba Rybicki, którego udało się znaleźć na „facebooku” w Iszkaszim.
Domy Wachów to parterowe lepianki, na których suszy się zboże lub łajno na opał. Na środku sufitu znajduje się jedyny otwór, przez który wpada do wnętrza światło. Pod otworem palenisko. Gdy rozpali się w nim ogień, dym wypełnia całe pomieszczenie i smoli ściany.
Od pewnego czasu w Wachanie pojawił się prąd. Pozarządowe organizacje rozbudowały w dolinie system prostych, domowych elektrowni wodnych. Na niektórych lepiankach zainstalowano nawet anteny satelitarne.
Gorzej z opieką medyczną. Miejscowi na widok cudzoziemców proszą o leki. Co w takiej sytuacji robić? Czy rozdawać paracetamol i polopirynę, gdy staruszka może zżerać nowotwór lub męczyć cukrzyca? Mamy mieszane uczucia, dwa razy nie jesteśmy w stanie odmówić, ale wiemy, że pomoc nie powinna wyglądać w ten sposób.
Do Wachanu dotarła turystyka. Powstały nawet specjalne stowarzyszone guesthousy nadzorowane przez organizację pozarządową, fundację Aga Khana. Oficjalna cena noclegu to 20-30 USD od osoby, co jak na twardy, drugiej świeżości materac w lepiance jest kwotą zdecydowanie zawyżoną. W związku z tym większość przybywających obcokrajowców, którzy zwykle należą do podróżnych o niskim budżecie, wybiera własny namiot. Wysoka cena noclegów zamiast bogacić miejscowych powoduje, że turyści, nawet jak się tu pojawią, omijają guesthousy szerokim łukiem.
Docieramy do końca drogi, 200 km od Iszkaszim, do wioski Sarhad – e Broghil. Dalej można już tylko piechotą, przez przełęcze Wielkiego Pamiru, w stronę Chin. Tu zawracamy.
Zastanawiamy się, jak długo przetrwa taki świat? Istnieją plany wybudowania tędy asfaltowej drogi pomiędzy Chinami i Afganistanem, o ile uda się oczyścić sąsiednią prowincję Badachszan z Talibów. Jeśli to się stanie, przybędzie tu cywilizacja. Miejscowi będą wreszcie mogli uczynić użytek ze swoich telefonów komórkowych, które teraz noszą z fasonem mimo że wkoło brak zasięgu. Można sobie za to pograć w węża. Jeśli zbudowano by drogę, co jednak po wycofaniu w 2014 roku sił NATO z Afganistanu zapewne zostanie oddalone w czasie, ludziom zaczęłoby się żyć lepiej. Choć egoistycznie trochę żal nam będzie zniknięcia tej malowniczej cywilizacji.
Korytarzem Wachańskim najprawdopodobniej szedł Marco Polo w stronę Kaszgaru (najprawdopodobniej, bo ten etap wciąż nie ma potwierdzeń na 100%)
Wcześniej na pewno odwiedził Herat lub Balkh i Baghlan
Bardzo dziękuję Wam za relację (druga już po LosW)
Zgadza się. Imamy wrażenie, że czas stanął tam w miejscu. Pozdrawiamy serdecznie!
Wielkie dzięki dla Bartka Tofla za celne uwagi do wpisu – poprawiliśmy dzięki niemu nasze nieścisłości (język Wachów to Wakhi a nie dari, odmiana i pisownia nazwy Wachan, info o pochodzeniu tamtejszej ludności. I dla Maugośki z Tamtaram – ale nie przyznamy się za co;)
Bez wachania z Wachania zrobiliście Wachan 🙂
Polecam poczytać opowieśći Bartka Tofela online (http://www.tofel.eu/index.php/pl/) i w prasie.
Tak, Bartek Tofel i Kuba Rybicki to ludzie, którzy zainspirowali nas do tej wycieczki i wiele podpowiedzieli. Polecamy bez dwóch zdań!
Wpis powala. A ludzie jeszcze piękniejsi. Kolorystyka strójów Pań zdecydowanie w moim guście. A napiszcie jeszcze prosze coś o tym (jeśli wiecie), dlaczego tutaj kobeity nie zakwefione. Ołtarzyki takie bardziej nepalskie?
Asiu, dopiero się zorientowałam, że Ci nie odpisałam, ups… Wachowie nalezą do innej grupy etnicznej niż pozostali mieszkańcy Afganistanu. Dolina jest mocno izolowana, nie ma dróg, m. in dlatego mało kto tu zagląda, nie dotarły tu również żadne zamieszki. Wachami nikt się nie interesuje, więc mogą żyć po dawnemu. Co do religii – większość to ismailici, zatem odłam szyitów, inaczej niż dominujący w Afganistanie sunnici. Przywódca ismailitów, Aga Khan, prowadzi w Wachanie intensywną działalność charytatywną. Zwykle kopce są ozdobione jeszcze rogami zwierząt, ale tu akurat ich nie było.
Dzięki wielkie!
Przepiękne zdjęcia – i te ludzi i te przyrody, a przede wszystkim niesamowita relacja z innego świata. Mam nadzieję, że z tej Waszej wyprawy też powstanie książka, bo powinno o tym przeczytać więcej ludzi!
Hm, w Wachanie byłem trzy lata temu i przywiozłem zdjęcia raczej ludzi, niż zwierząt… Ale z drugiej strony nie słyszałem żeby jakiś inny Jakub od tego czasu wspinał się na Noszak… ciekawe 🙂 Ale bardzo miło mi wystąpić gościnnie na Waszym blogu. Widać, że (dzięki Bogu) za wiele się nie zmieniło – łącznie z cudownymi pogranicznikami… :/ Szerokości!
Ps. A wiecie że znowu się minęliśmy, tym razem w Kirgistanie? 😛
Pan kilka razy powtarzał Jakub – nie podpowiadaliśmy mu ;). Czyżbyś wdrapywał się na szczyt Włodzimierza Ilicza?
Niet niet, wdrapywałem się na szczyt Kuksay w Chinach… ale w Biszkieku i Oszu byłem czas dłuższy i się mi obiło o uszy że też gdzieśtam się szlajaliście 🙂
Osz-kurde. Szkoda 🙁