Jedne z najsławniejszych miast Iranu, Isfahan i Sziraz. Odwiedziliśmy je bez motorków, trochę żeby zaliczyć, z poczucia pewnego rodzaju turystycznego obowiązku. Było zimno. Lało.
W uniwersyteckim Szirazie, słynącym z ogrodów mieście poetów i artystów, najbardziej klimatyczne i żywe wydały się nam dzielnice zamieszkałe przez afgańskich uchodźców.
– To są złe dzieci, bo to nie nasze tylko afgańskie – pouczył nas jeden z prawowitych mieszkańców, jak wygłupialiśmy się z rozwrzeszczaną bandą małolatów grającą w piłkę owocem na jednym z placów.
Cudowny Isfachan, niegdysiejsza perska stolica, także wydała nam się nieco przereklamowany. Może gdybyśmy przybyli tu prosto z Polski byłoby inaczej, ale gdy podróżuje się przez kilka miesięcy po Azji Środkowej przychodzi moment, gdy kolejne błękitne mozaiki, choćby najpiękniejsze i najbardziej wartościowe, nie są w stanie wzbudzić szczerego podziwu. Jedno, co nigdy nam się nie przeje, to targi i warsztaty, w których artyści i rzemieślnicy godzinami ozdabiają wazy, biżuterię i inne pamiątki.