Typową turystyczną rozrywką w całej Ameryce Środkowej jest zdobywanie wulkanów. Nie inaczej jest w Nikaragui.
Na pierwszy ogień idzie wulkan Telica. Wycieczka na szczyt zajmuje dwa dni z noclegiem w namiocie, my szukamy drogi prowadzącej bliżej szczytu, żeby dało się wejść w jeden dzień. Udaje się podjechać naprawdę blisko. Wspinaczka na krater zajmuje nieco ponad godzinę. Z wnętrza wydobywają się silne opary, do krawędzi można zbliżyć się tylko przy korzystnym wietrze.
Kolejny wulkan, który postanowiliśmy zobaczyć, to położony w pobliżu kolonialnej Granady, aktywny wulkan Masaya. Tu nie ma trekkingów, zwiedza się w stylu amerykańskim: podjeżdżamy samochodem pod samą krawędź krateru. Co ważne – najlepiej ogląda się go nocą, aby zobaczyć bulgoczącą w czeluściach czerwoną lawę.
A jeśli komuś z jakichś powodów nie chce się wchodzić na szczyt, może dla odmiany wykąpać się w wulkanicznym jeziorze wypełniającym krater: