Na bramie wiodącej do Persepolis, (starożytnego kompleksu pałacowo – sakralnego położonego nieopodal miasta Sziraz i zniszczonego przez Aleksandra Wielkiego) Kserkses (ten, który pobił Spartan pod Termopilami) kazał wyryć pismem klinowym inskrypcje głoszące, że to właśnie on wzniósł ową bramę i w ogóle że wszystkie inne piękne budowle Persepolis stworzył on lub jego ojciec Dariusz Wielki. Graffiti Kserksesa okazały się zresztą kluczem do odczytania pisma klinowego: Georg Grotefend w 1802 roku zorientował się, że jedno ze słów, prawdopodobnie oznaczające „król”, często się powtarza, zaś po nim regularnie następują dwie grupy znaków, które mogły odpowiadać imionom. W ten sposób odczytał imiona Dariusza i Kserksesa.
Podpisy Kserksesa były pierwsze i jak najbardziej uprawnione, ale nich się nie skończyło. Okazuje się, że stara jak świat atawistyczna żądza obsiusiania drzewka: zaznaczenia terytorium i obwieszczenia swojej bytności, jest wspólna wszystkim przedstawicielom rodzaju ludzkiego, niezależnie od pochodzenia ani epoki, w której przyszło im żyć. Każdy szanujący się uczestnik wypraw przybywających do ruin Persepolis czuł potrzebę pochwalenia się światu swym globtroterskim osiągnięciem. Jeszcze w początkach dziewiętnastego wieku na Bramie Kserksesa zaczęły pojawiać się coraz to nowe inskrypcje z serii „tu byłem”. Niektóre całkiem ładne, trochę jakby nagrobkowe, inne naprędce wydłubane gwoździem. Dominują Anglicy, nie wyłączając indyjskich konsuli i słynnego Henry’ego Stanleya (tego od „Doctor Livingstone, I presume?”). Obok pisma klinowego i alfabetu łacińskiego wcisnęła się też cyrylica (to ta gwoździem pisana).
– Jesteście jednymi z nielicznych, którzy nie nabazgrali na tej bramie – obok nas przewodnik chwali grupę Chińczyków.
Dziś wszystkie napisy, zarówno Kserksesa, jak i innych poszukiwaczy przygód, zabezpieczono. Żeby chronić pismo klinowe? A może zeszłowieczny wandalizm, który też stał się zabytkiem? Albo żeby powstrzymać współczesnych zdobywców świata?









