Susza poczyniła wielkie spustoszenia. Tak już trzeci miesiąc. W Iranie – prohibicja. W Emiratach – albo arcydrogi drink w barze, albo słynny Barakuda Beach Resort. Nikt nigdy w nim wprawdzie nie spał, za to tłumy zażywają odnowy bionicznej w przynależącym do resortu, jedynym w okolicy sklepie alkoholowym. Barakudę regularnie wizytują całymi stadami europejscy ekspaci i hinduscy emigranci. Może nie każdy z nich od przyjazdu do Emiratów zaliczył wycieczkę na najwyższy budynek świata Burj Kalifa, za to wszyscy na pewno zdążyli odbyć pielgrzymkę do Barakudy. My również przyjechaliśmy. Tylne koło motoru Bartka wyraźnie przysiadło, mimo to możliwości transportowe naszych motorków nie były imponujące i źródełko szybko wyschło.
W Omanie jeszcze gorzej. Dobry muzułmanin nie pije, chyba że w hotelowym barze, gdzie Allah nigdy nie zagląda. Ceny jednak odstraszają amatorów kielicha. Zresztą stali bywalcy nie rozdrabniają się na kieliszki, ale kupują od razu całą butelkę, bo wychodzi taniej. To, czego nie dadzą rady wyżłopać, każą barmanowi przechować do kolejnego wieczoru, bo napojów wystrzałowych nie wolno wynosić poza hotel. Następnego dnia mogą się jednak pojawić kłopoty:
– Ktoś ukradł moją whisky! – drze się na barmana wściekły Arab, wymachując mu przed nosem częściowo opróżnioną butelką.
– Niemożliwe, przecież wczoraj sam spożył pan pozostałą część – odpowiada ze stoickim spokojem barman.
-Ktoś na pewno pił z niej od wczoraj! Jak kończyłem zaznaczyłem sobie poziom paznokciem, o tu, a teraz jest centymetr niżej!
Żeby kupić w Omanie alkohol inaczej niż w barze, trzeba posiadać zezwolenie z policji uprawniające (ale tylko niewiernych) do nabycia w specjalnych sklepach trunków maksymalnie o wartości 10% pensji. A co może zrobić spragniony turysta, który nie posiada magicznego pozwolenia?
Najpierw szczęścia próbuje Kris, na którym spoczęło odpowiedzialne zadanie zorganizowania nam napitków sylwestrowych. Mimo tabliczki na drzwiach ostrzegającej, że wstęp do krainy czarów mają wyłącznie posiadacze pozwolenia, Kris nie zatrzymany przez nikogo przechodzi jak burza przez półki i przekonany o sukcesie misji ładuje do wózka szklane artykuły pierwszej potrzeby. Niestety, przy kasie sprzedawca prosi o pozwolenie. Kris się nie poddaje, z kamienną twarzą podaje… legitymację niemieckiego automobilklubu.
– To nie to – krzywi się sprzedawca.
– Ale to jest międzynarodowe, działa na całym świecie –Kris walczy do końca.
Ekspedient był jednak nieugięty. Skończyło się na tym, że Kris musiał prosić innego klienta o kupienie na swoje zezwolenie kilku kropelek. Niestety, pod koniec miesiąca posiadaczom zezwolenia już prawie nic nie zostało z limitu. Sylwester był więc nad wyraz kulturalny, po butelce wina na parę.
– A gdyby tak butelka się rozbiła?- przy następnej wizycie w alkosklepie Bartek negocjuje ze sprzedawcą.
– Nic z tego. W takiej sytuacji procedura wymaga zachowania butelki z akcyzą i zamknięciem – widzimy, że nie nam pierwszym wpadł do głowy chytry plan. Przez kolejne tygodnie musimy się więc zadowolić buteleczką rumu kupioną z przydziału hinduskiego klienta sklepu. Życie Polaka w muzułmańskim świecie nie jest usłane różami.