Jesteśmy na terytorium Sahary Zachodniej. Na mapach polskich i większości krajów europejskich oficjalnie zaznaczana jest jako część Maroka a wjazd na jej teren nie wiąże się z żadnymi granicznymi formalnościami. Jednak dla Saharyjczyków ich ojczyzna znajduje się pod marokańską okupacją. Mało kto jednak o nich pamięta, jakoś ta wstydliwa skaza na uśmiechniętym wizerunku turystycznego i prozachodniego Maroka jest rzadko dostrzegana.
Dla tych, którym nie chce się zagłębiać w historię konfliktu, ekspresowy skrót:
Gdy z terenów Sahary Zachodniej wycofywali się hiszpańscy kolonizatorzy zajął je w 1975 r król Maroka. Zachodnia Europa i USA, zamiast przyznać państwowość Saharyjczykom, zaakceptowały marokańską aneksję. Blok zachodni flirtował bowiem z królem Maroka, który jako jeden z nielicznych przedstawicieli arabskiego świata nie uległ wpływom sowieckim. Tylko po co Marokańczykom sterta piachu? Gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze: w tym przypadku złoża fosforytów i najbogatsze łowiska atlantyckie. Saharyjski front Polisario stawiał Marokańczykom przez lata zbrojny opór, zaś organizacje międzynarodowe stwarzały pozory wysiłków o rozwiązanie konfliktu i łudziły Saharyjczyków niepodległościowym referendum. Blisko 200 tysięcy prześladowanych Saharyjczyków przedostała się do Algierii, gdzie po dziś dzień żyje w gigantycznych przygranicznych obozach. Maroko natomiast – poza tłumieniem ruchów niepodległościowych – sukcesywnie zasiedlało Saharę swymi obywatelami z Północy i próbowało kupować lojalność Saharyjczyków programami społecznymi, dostępem do reżimowej edukacji i ochrony zdrowia. Na dzień dzisiejszy tendencja wygląda w ten sposób, że ruch oporu słabnie, część Saharyjczyków pogodziła się z losem i korzysta z królewskich przekupstw, zaś niepokorni wegetują w obozach.
A jak wygląda naprawdę Sahara Zachodnia? To pustkowie, na którym w kilku miejscach nie wiadomo skąd wyrosły jak fatamorgana miasta. Paradoksalnie są one dość nowoczesne, zadbane, wyglądają znacznie lepiej niż wiele marokańskich – bo jak inaczej skusić Marokańczyków do przesiedlenia się na pustynię. Deptaki, fontanny, rzeźby przecudne, modne kafejki. Nasuwają nam się skojarzenia ze sztucznymi reżimowymi tworami jak chińskie miasta – widma w ujgurskiej prowincji Sinciang czy birmańską stolicą Naypyidaw.
Obcokrajowiec w zasadzie nie odczuje, że znajduje się na spornym terenie. Jeśli nie będzie się specjalnie poszukiwało znaków konfliktu, to jedyne, co nas zdziwi, to zwiększona ilość patroli policyjnych i wojskowych (które i tak w całym Maroku są częste) oraz fakt, że zagraniczni goście są spisywani przy wjeździe i wyjeździe z miast. Wypatrzymy też wymalowane na murach flagi Sahary Zachodniej. Czasem, zwłaszcza im bliżej Mauretanii, można też natknąć się na stare tabliczki ostrzegające przed minami. Niekiedy na ulicach spotkamy Saharyjczyków odzianych w tradycyjne niebieskie lub białe tuniki dara, częściej kobiety zaplątane w zwiewnych, kolorowych melhwa. Pewnego razu gdy staliśmy w małym sklepiku podjechał land cruizer, z którego wysiadł oblany litrami perfum Saharyjczyk. Kupił papierosy i lizaka, którego ostentacyjnie podarował Zosi.
– We have a war here. It is Sahara not Morroco. You are wecome – skłonił się przed nami po czym zniknął w klimatyzowanym wnętrzu samochodu. I to był w zasadzie przez cały pobyt nasz jedyny bezpośredni kontakt z ruchem narodowowyzwoleńczym.
Wjazdy do saharyjskich miast porażają monumentalnym pięknem
I jeszcze raz
Skład fosforytów
Pamiątka po działaniach zbrojnych niedaleko mauretańskiej granicy
Naszym głównym celem, dla którego przyjechaliśmy w te strony, wcale nie była jednak ambicja zgłębienia zawiłości saharyjskiej politycznej rzeczywistości, ale powód całkowicie hedonistyczny – podszkolić się w kitesurfingu. Dojeżdżamy do Dakhli, Mekki tego sportu. Niestety o tej porze roku wiatr nie jest jeszcze stabilny i gwarantowany każdego dnia. Udaje nam się jednak trochę potrenować. I to nie jest jeszcze nasze ostatnie słowo!
Sahara Zachodnia, a dokładnie Dakhla, podobnie jak Maroko to jedno z ulubionych miejsc zimowania francuskich emerytów. Ciepło tu, dogadać się można w jedynym słusznym języku, ryba tania, oliwki wyśmienite, muli można nazbierać, wino trzeba tylko ze sobą przywieźć. Gdyby nie ten przeklęty wiatr byłby raj, no i z czego ci kitsurferzy się tak cieszą!? Z wodą też jest krucho. Śmierdzi siarką, nie ma wodociągu. Najlepiej wypełnić przy studzience ze dwadzieścia pięciolitrowych butli, obłożyć nimi dookoła kampera, będzie się w czym myć a do tego przygniotą matę rozłożoną przed wejściem żeby nie odfrunęła. Ech, ten cholerny wiatr!
Bartek rusza do akcji
Pierwsze koty za płoty
miasteczko kamperowe na kitesurferskiej plaży K25, oprócz sitesurferów zimują tu francuscy emeryci.
Gdy rodzice pływają dzieci się nie nudzą
rowery wodne
Impreza na śmietniku
Sahara Zachodnia to jedno z najlepszych atlantyckich łowisk. Grzech nie skorzystać
Zosia zeżarła 8 ostryg i chciała więcej.
smażalnia przy naszej ulicy
Targ w Dakhli
Kulbiny na targu w Dakhli
Na targu kupuje się kawał ryby a w okolicznych knajpach przygotowują je
urokliwe uliczki Dakhli
Deptak w Dakhli, pięknie łączy tradycję i nowoczesność
Wycieczka na Białą Wydmę
Biała Wydma niedaleko Dakhli
Biała Wydma