Rabat – stolica kraju. Sporo kontrastów: na obrzeżach starego miasta stragany, ludzie odziani w kapturzaste dżelaby i szpiczaste kapcie babouche a w centrum snobistyczne kawiarnie i modne butiki.
Spacerujemy i zajadamy tu i tam. Trzeba przetrenować żołądki. Między innymi natrafiamy na owoc, którego zupełnie nie kojarzymy, podejrzewamy, że to rodzaj kaktusa (ale to nie opuncja ani nie figa, wbrew temu co myśleliśmy na pierwszy rzut oka). Sprzedawca obiera owoc ze skóry i dostaje się nabitą na wykałaczkę czerwoną kulkę. Słodko kwaśny smak, w zębach chrzęszczą twarde pestki. Zośka, dla której nie istnieją rzeczy niejadalne, jest zachwycona, bo po zjedzeniu cała buzia robi się czerwona.