Finlandia słynie z dziwnych festiwali i zawodów. Można tu np. zostać mistrzem w rzucie na odległość telefonem komórkowym albo wygrać zawody noszenia żony. Zimą budują olbrzymie lodowe pałce. Latem natomiast rzeźbią w piasku.
W mieście Lappeenranta, stolicy Południowej Karelii, ostatnie przygotowania przed otwarciem piaskowego festiwalu, który zacznie się za dwa dni. Festiwal organizowany jest po raz dziesiąty, co roku ma inną tematykę. Tym razem z brzegu jeziora groźnie spoglądają na przechodniów kilkumetrowe, tajemnicze postaci z Kalevali. Do ich zbudowania wykorzystano ponad 3 tys. ton pasku.
Kalevala to fiński epos narodowy. Jest dla Finów tym, czym dla Greków Iliada a dla nas Pan Tadeusz. Stanowi zbiór fińskich legend i pieśni, powstałych na przestrzeni wieków, zebranych i spisanych w XIX w. przez Eliasa Lönnrota. Dzieci w szkole muszą wkuwać fragmenty na pamięć.
– Mieleni minun tekevi, aivoni ajattelevi , lähteäni laulamahan – Jukka, organizator festiwalu, który oprowadza nas po wystawie, na naszą prośbę cytuje z pamięci początek eposu.
Kalevala opowiada o stworzeniu świata i walce dobra ze złem. Dobro mieszka na południu, a zło rezyduje na północy, gdzieś w okolicach Laponii (ciekawe więc, czy dzieciaki z lapońskich ludów Sami też z zapałem przerabiają w szkole Kalevalę?) Główny bohater, Väinämöinen, sprytnie i skutecznie wykańcza wszelkie potwory i wiedźmy, które wchodzą mu w drogę. Nie jest tajemnicą, że z Kalevali czerpał inspirację, jak to się ładnie mówi, Tolkien, zwłaszcza przy pisaniu Silmarillionu i Władcy Pierścieni: Väinämöinen był ponoć pierwowzorem Gandalfa, zaś język elfów został stworzony na bazie starofińskiego, którym posługuje się epos.
Na polu walki zastajemy kilkunastu artystów z 8 krajów. Zostały już tylko ostatnie poprawki, do wieczora cała praca musi zostać zakończona.
– Czy oni wszyscy są wielbicielami Kalevali? – pytamy Jukkę.
– Absolutnie nie, to specjaliści od rzeźby w pasku i po prostu tworzą to, co jest tematem imprezy i o co ich proszę. Chociaż jeden nich, Węgier, przyjechał z własnym węgierskim wydaniem Kalevali i nawet utrzymuje, że ją czytał – wyjaśnia Jukka.
Rzeźby powstają częściowo na podstawie ilustracji. Najbardziej znanym ilustratorem eposu jest Akseli Gallen-Kallela. Niektóre elementy są natomiast autorskim pomysłem organizatorów i artystów, którzy chcieli wpleść do eposu współczesne, nieraz futurystyczne wątki.
– Jak to się dzieje, że rzeźby wytrzymają do zakończenia festiwalu, czyli do końca sierpnia?
– Magiczne urządzenie o nazwie klej – śmieje się Jukka. – Rzeźby są budowane z samego piasku a po zakończeniu sprejuje się je klejem rozcieńczonym z wodą w proporcji 1:10. Producent kleju jest jednym z naszych sponsorów. Dzięki temu figury przetrwają deszcze.
Przy jednej z piaskowych konstrukcji pracuje długowłosy, opalonych chłopak w kapeluszu. Joris jest Holendrem, ale mieszka na stale w Portugalii. Chociaż na stałe to w jego przypadku nie do końca ścisłe określenie, gdyż jego praca to podróżowanie po całym świecie i tworzenie piaskowych rzeźb. Pracował jako dyrektor artystyczny i telewizji i kinematografii, ale jak mówi przestał mu się podobać świat pełen bufonów.
– Joris, to gdzie w takim razie zaczęła się Twoja historia z piaskiem? Na plaży? – żartujemy.
– W zasadzie tak, a ściślej w barze. Znajoma, która uczyła rzeźby w piasku i z którą poprzedniego dnia solidnie zabalowałem, nie czuła się najlepiej i namówiła mnie, żebym poszedł razem z nią na zajęcia i tak to się zaczęło. Rzeźbię w pisku już od 7 lat. To świetne zajęcie, ciekawi ludzie ze wszystkich stron świata, po pracy spotykamy się, razem spędzamy czas. Wieczór to jeden z najlepszych momentów tej roboty – śmieje się Joris. – Osób zajmujących się rzeźbą w piasku jest na świecie około 400, z czego około 60 żyjących tylko z tego, więc to dosyć wąskie grono – opowiada.
Odnosimy delikatne wrażenie, że jedna z integracji musiała odbyć się wczoraj. Zresztą dziś mamy czwartkowy poranek, a w Finlandii istnieje coś takiego jak „mała sobota”, przypadająca w środę. Środa to dzień, w którym po południu i wieczorem Finowie imprezują, po prostu przerwa w środku tygodnia. Z oczywistych względów w czwartkowy poranek nie można od ludzi zbyt wiele oczekiwać.
Joris pracując zawsze słucha muzyki, tak samo jak pozostali artyści. Tym razem w uszach gra mu techno, co nie pozostaje bez wpływu na to, co akurat tworzy. Przed nami piętrzy się bowiem duża, futurystyczna maszyna.
– To Sampo – magiczna maszyna wojenna, która służyła jednocześnie do produkcji piwa. Wykonał ją jeden z ważniejszych bohaterów Kalevali, o nią potem walczyli. W eposie maszyna za każdym razem jest inaczej opisywana: raz jest tak wielka, że podtrzymuje niebo, innym razem ma rozmiar młynka do kawy. Nie jest łatwo stworzyć jej podobiznę.
– A co rzeźbisz zimą? Zamki lodowe?
– Próbowałem prawdę mówiąc, ale to nie dla mnie. Za zimno i nie podoba mi się efekt przypominający Swarovskiego. Wolę trzymać się piasku.
Wystawa będzie czynna do końca sierpnia. Potem przyjedzie buldożer i w kilka chwil zrówna plac z ziemią. Artystów już wtedy w Finlandii nie będzie, gdyż jeszcze przed otwarciem wystawy wyjeżdżają pracować przy innych projektach.
– Joris, wykonujesz tyle ciężkiej pracy wiedząc, że potem w jeden dzień wszystko zniszczą. Jesteś jak buddyjski mnich tworzący mandale?
– Nie, mnisi tworzą mandale w transie, to wyraz ich wiary. Dla mnie to zwykła praca.
– I nie żal Ci, że to wkrótce rozwalą?
– Trochę tak. Staram się nie przywiązywać do tego, co wyrzeźbię, bo inaczej byłbym najsmutniejszym człowiekiem na ziemi. Poza tym i tak nie będę tego widział. Pojutrze jadę na Litwę na kolejny festiwal…
Jukka nie lubi chrześcijańskiego zakończenia Kalevali: pojawia się chłopiec, zostaje ochrzczony i staje się królem, zaś Väinämöinen musi odejść. Väinämöinen odpływa łodzią, przepowiadając jednak,że jeszcze kiedyś powróci…