Z parkami narodowymi na Sri Lance jest taki problem, że po większości z nich można podróżować wyłącznie specjalnym samochodem terenowym z rzędem siedzeń dla turystów zainstalowanych „na pace”. Na placach jednej ręki można policzyć te, po których dozwolone jest wędrowanie pieszo.
Jednym z nich jest park Sinharaja (dosłownie Król – Lew). Piękny las deszczowy, wyjątkowo nie wycięty pod uprawę herbaty. Nie ma tu co prawda słoni ani leopardów, które są wizytówką Sri Lanki, za to dużo rajskich wodospadów, małp i innego drobniejszego zwierza.
Jest tylko jeden kłopot – tabuny pijawek, atakujących zwłaszcza po deszczu, który pada tu regularnie każdego popołudnia. Pijawki są małe ale bardzo liczne. Nie działają na nie żadne repelenty, jedyna w miarę skuteczna metoda to nasmarowanie budów i spodni roztworem soli. Pod koniec wycieczki, przemoczeni do suchej nitki, zdzieramy pijawki z nóg garściami. Ugryzienia nie bolą ani nie swędzą, ale dosyć obficie krwawią.