O ile w kirgiskich górach królują jurty, konie i kumys, to w gorących, żyznych, tłocznych dolinach kwitnie handel. Na sprzedaż jest niemal wszystko. Stoiska uginają się od nabrzmiałych, soczystych arbuzów i melonów, kuszą stertami dojrzałych brzoskwiń, fig i jabłek. W części warzywnej nie jest gorzej: jędrne, słodkie pomidory, jakich nie mieliśmy w ustach od czasów Ameryki Południowej, pękate bakłażany, jaskrawe papryki. Pachną egzotyczne przyprawy, rozchodzi się aromat grillowanych szaszłyków, najczęściej baranich, czasem wołowych lub drobiowych, lecz nigdy wieprzowych.
Najsłynniejszy bazar mieści się na zachodzie Kirgistanu, w mieście Osz, na zachodnim krańcu Doliny Fergańskiej. Jednak to nie tylko Kirgizi tu handlują. Niemal połowa mieszkańców Osz to Uzbecy. Zresztą osz to uzbecka nazwa płowu, ich ukochanego dania. Skąd się tu wzięli Uzbecy? Aby to zrozumieć, trzeba sięgnąć niemal 100 lat wstecz, kiedy to bolszewicy obawiając się antyrosyjskiego powstania świeżo podbitych ludów Azji Środkowej zastosowali starą rzymską taktykę dziel i rządź. Ustanowili kilka oddzielnych republik, celowo wytyczając ich granice w taki sposób, aby dochodziło do licznych konfliktów na tle etnicznym. Między innymi Republice Kirgistanu przyznano ziemie zamieszkałe przez Uzbeków. Z kolei w innej części Kirgistanu stworzono „wyspy” ziemi wchodzące w skład Uzbekistanu, nie połączone w żaden sposób z macierzą. Legenda głosi, że tę absurdalnie zagmatwaną mapę szkicował własnoręcznie towarzysz Stalin. Gdy na początku lat dziewięćdziesiątych środkowoazjatyckie republiki uzyskały niepodległość, przekalkowały kształt nadany im przez bolszewików. Na wybuch zamieszek etnicznych nie trzeba było długo czekać. W Osz i okolicach w roku 1990 a ostatnio w 2010 doszło do krwawych zamieszek, w trakcie których zginęły setki ludzi. Kto zaczął: Kirgizi czy Uzbecy, nie wiadomo do dziś. Terzani w książce „Dobranoc Panie Lenin” stawia tezę, że starcia wywołali rosyjscy agenci przy użyciu miejscowych łobuzów, aby za pomocą rozłamów narodowościowych w dalszym ciągu utrzymywać kontrolę nad tym regionem.
Czy maczali w tym ręce Rosjanie? Tego nie wiemy, ale informacje o „neutralnych narodowościowo” rozrabiakach wydają się potwierdzać.
– To nie były zamieszki etniczne. Watażki zwykłych bandytów wpadały do domów, rabowały co tylko się dało, często przy okazji raniąc albo nawet zabijając mieszkańców, bez różnicy, Uzbeków czy Kirgizów. Ofiarą padali zwłaszcza najbogatsi, zabierali im cały dorobek, a czego nie ukradli to zniszczyli. Wszędzie kręciły się agresywne typy, których nikt nie znał. My, mężczyźni, zebraliśmy się i uzbroiliśmy w co kto miał. Pozamykaliśmy domy. Tu nie doszło na szczęście do takich starć, jak Osz – opowiada Beg z Arslabob, wioski położonej przy granicy Uzbeckiej.
Dziś – przynajmniej na pierwszy rzut oka – pogranicze wydaje się spokojne. Kwitnie handel, Kirgizi na bazarach ze smakiem zajadają tłusty płow, narodową potrawę Uzbeków, a kirgiskie czapki – kołpaki mieszają się z uzbeckimi doppi. Ludzie chcą zapomnieć o złej przeszłości i żyć normalnie. Czy się uda? Czas pokaże…
Buty dla mnie 🙂
świetny wpis, dzięki! widać że tam nie tyko krajobrazy są ciekawe 🙂
odróżnilibyście już po czapce kirgiza od uzbeka coś czuje… 🙂
M.
Uwielbiam wpisy o azjatyckich targach i jedzonku 😉 Super 🙂
Te bułki z mięsem to jak Samosy z Indii, z tym, że tam wypchane są pikantną pastą warzywną 🙂