– Wiesz Marta, że z Dakhli do Dakaru jest mniej niż do Agadiru?
– Nie zgadzam się.
Była umowa. W Dakhli robimy odwrót i spędzamy spokojną zimę w Hiszpanii. Poza tym i tak nie mamy carnette de passage, niezbę dnego przy wjeździe do Senegalu a Zosia obowiązkowej szczepionki na żółtą febrę.
-A ja bym chciała pojechać tam, gdzie rosną kokosy! – włącza się Zosia i wcale mi nie pomaga.
Potem w Dakhli spotykamy przypadkiem Basię i Kowala, znajomych organizujących właśnie wyjazd motocyklowy do Gambii i Senegalu. Mały ten podróżniczy świat. Twierdzą, że da się wjechać bez karnetu a wszystkie wizy załatwia się na granicach. Jesteśmy tak blisko, nie wiadomo kiedy znów tu dotrzemy, tylko do Dakaru i z powrotem, szkoda przecież zmarnować okazję…
Daję za wygraną. W pustynnej Dakhli nie wiedzieć czemu nie udało się zorganizować szczepionki na żółtą febrę dla Zosi. Spróbujemy w stolicy Mauretanii, skąd częściej podróżuje się do Senegalu.
Na granicę z Mauretanią w Bir Guerguerat jedzie się z Dakhli tylko kilka godzin dobrą drogą. Kontrola marokańska za nami, za to mauretańska hen daleko, bo pomiędzy posterunkami obu krajów rozciąga się kilkukilometrowy, zaminowany po bokach pas ziemi niczyjej, poligon konfliktu o Saharę Zachodnią. Dziś trwa tam protest Saharyjczyków. Nie ma jednak napięcia, po prostu trzeba przeczekać. Po kilku godzinach kolejka samochodów rusza. Jedziemy po piaszczystych wertepach, spośród których wystają wraki samochodów. Ich historii tylko można się domyślać. Część po prostu popsuła się, inne zostały porzucone przez właścicieli, którzy wpadli w kłopoty, pozostałe wjechały na miny. Potem kilka godzin oczekiwania w kolejce na wizę (osobna kolejka dla mężczyzn i kobiet) i jesteśmy w Mauretanii.
Są miejsca, które nazywamy końcem świata. Mauretania się może śmiało do nich zaliczać. Po lewej, wschodniej stronie drogi kamienista hamada przemienia się w najprawdziwszą piaszczystą Saharę. Co jakichś czas wynurzają się z niej śmietnikowe, na wpół zasypane osady. Plącze się po nich zagubiona koza lub wielbłąd, rzadziej człowiek. Bieda, wicher, upał, wgryzający się w nozdrza pył, brak wody. Charakterystycznym obrazkiem są rozłożone na ziemi olbrzymie, płaskie balony, w których magazynuje się wodę. Może i jesteśmy stworzeniami, które do wszystkiego się przyzwyczają, ale dla nas jest niepojęte, jak tu da się żyć. Ciągle, bez wytchnienia, 365 dni w roku. Chociaż nie tak samo, teraz przecież jest najprzyjemniejsza pora roku, prawdziwa ulga. Latem temperatury dojdą do 50 stopni. Trzeba też uzmysłowić sobie, że jedziemy wzdłuż oceanu, jak na tutejsze standardy doskonałą drogą. To zatem najlepiej rozwinięta cześć kraju. Prawdziwe pustynne bezdroża, po których dawniej przebiegała trasa rajdu Dakar, to wschodnia część kraju bliżej granicy z Mali.