Kirgistan jest pełen urokliwych, wysokogórskich jezior.
Króluje nad nimi słynne Isyk Kul: ogromne, wielbione w piosenkach, tłumnie nawiedzane w wakacje. Na południowym brzegu wciąż można znaleźć swój własny, odludny kawałek plaży, północna część jest jednak mocno skomercjalizowana. Ciepła woda, w której odbijają się ośnieżone szczyty, słońce, przyjemna temperatura powietrza – czego chcieć więcej w wakacje?



Jeszcze więcej uroku ma jezioro Song Kul. Jedyna cywilizacja, która tu dotarła, to sporadyczne jurtowiska. Jedno z ukochanych miejsc zagranicznych turystów, co nagle zaczęło przynosić więcej dochodów niż wypas zwierząt i produkcja nabiału.


Jest również jezioro Sary Chelek, gdzie chęć wzbogacenia się na innostrancach sięgnęła apogeum: za wstęp do parku muszą płacić kilkadziesiąt razy więcej od miejscowych. Jeziorko ładne, otoczone pionowymi skałami, trochę Morskie Oko, a wokół niego jarmarczna impreza Kirgizów: zawodzenie przy harmoszce, gotowanie narodowej potrawy biszbarmak (makaron z baraniną, w wolnym tłumaczeniu „pięć palców”, gdyż należy jeść go ręką), przejażdżka motorówką po jeziorze oraz dużo, duuużo kumysu i wódki. Jeśli ktoś szuka ciszy i kontaktu z naturą, to zdecydowanie gdzie indziej. Ale gdy przyjdzie Wam chęć na integrację z narodem kirgiskim, strzał w dziesiątkę.



Jednak najwięcej uroku mają nieduże jeziorka, nienazwane, zagubione w górach, które można mieć całe dla siebie. Nasz numer jeden to niewielkie, krystaliczne oczko u stóp Piku Lenina, najwyższej góry Kirgistanu. W takich miejscach po prostu trzeba rozbić namiot…

