Nikaragua, Nica – kolejny kraj na naszej Środkowoamerykańskiej trasie. Aktualnie jest to mekka backpackersów: niedroga, z dużym zapleczem hosteli, bezpieczna a jednocześnie zachowała autentyczny, egzotyczny koloryt. Są tu góry, wulkany, surfing na zachodzie, karaibskie plaże i wyspy na wschodzie, wulkany, jeziora, kolonialne miasteczka, ciekawa historia. Na urlopie trudno wręcz zaliczyć wszystkie atrakcje tego kraju.
Pierwszym przystankiem na naszej trasie jest Kanion Somoto. To piękna formacja skalna: zatopione w wodzie pionowe skały. Sposób na ich zobaczenie jest jeszcze ciekawszy: przez kanion trzeba o własnych siłach przejść, a częściowo przepłynąć. Okoliczni „przewodnicy” chętnie proponują swoje usługi, ale przebycie trasy w rozwrzeszczanej kilkunastoosobowej grupie może popsuć wrażenie. Dlatego postanawiamy zrobić to samodzielnie. Największy problem stanowi znalezienie początku trasy czyli wejścia do kanionu, gdyż miejscowi nie chcą go zdradzić aby nie utracić klientów. Bartek nie daje jednak za wygraną, w końcu namierzamy właściwą ścieżkę.
Wiedząc, że niektóre odcinki trzeba przepłynąć, zakładamy Zosi rękawki. Podobno fragmenty te nie powinny mieć więcej niż 50 -100 metrów, więc sami rezygnujemy z wynajmowania kamizelek ratunkowych, zwłaszcza że jak przekonaliśmy się do tej pory, Latynosi zwykle kompletnie nie potrafią pływać i zakładają kamizelki nawet do taplania się w wodzie po kolana.
Początek jest łatwy. Trekking po kamienistym dnie kanionu gdzieniegdzie wypełnionym wodą. Im dalej tym bardziej niesamowicie: skały stają się wyższe a odcinków do przepłynięcia coraz więcej. Pokonujemy je płynąc i pchając Zosię przed sobą, trudniej robi się gdy córeczka postanawia w połowie basenu wskoczyć nam na grzbiet. Na dno kanionu dociera też coraz mniej światła przez co robi się zimno, woda też w tym miejscu nie ma kiedy się nagrzać. Jest niesamowicie pięknie, lecz trudno to docenić gdy córka szczęka zębami i płacze. A przed nami najtrudniejszy moment – skok z dwumetrowej skały.
Wszystko skończyło się dobrze, choć trzeba przyznać że z ulgą powitaliśmy łódki zabierające turystów z drugiej strony kanionu. Telepaliśmy się z zimna jeszcze długo.
Hop na plecy
robi się coraz ciekawiej i zimniej
kanion zdobyty
wejście do kanionu z góryRA
Wycieczka po okolicy następnego dnia