To, co wyjątkowe w Półwyspie Kalifornijskim to wbrew pozorom wcale nie wybrzeże. Wiadomo, plaże zawsze przyciągają, zwłaszcza te piękne i samotne. Tylko że czystą wodę z jasnym paskiem znajdzie się w wielu miejscach na świecie, natomiast krajobrazów takich, jak na pustynnych, skalistych bezdrożach w środku półwyspu jeszcze dotąd nie widzieliśmy. Las kaktusów po horyzont, tyle gatunków, że wygląda to jak nie kończący się ogród botaniczny. Kaniony, czasem nawet źródła i strumienie. Ni stąd ni z owąd urokliwe oazy z plamami daktylowymi – zwykle w takich miejscach budowano dawniej  katolickie misje, które można oglądać do dziś.

 Jednak tak już jest, że niesamowitości zawsze mają swoją cenę. Piękny widok kryje zwykle drugie dno, którego nie widać na zdjęciach. A czego dokładnie nie widać? Ano na przykład ponad czterdziestostopniowego upału, którego doznajemy z pełną mocą, bo w samochodzie wysiadła klimatyzacja. Otwarte okna nie pomagają, co najwyżej wieje w nas nastawiona na najwyższą moc suszarka. Każdy postój to walka o centymetry cienia.

Na zdjęciach nie widać też kaktusowych kolców i innych ostrych traw, na które każdy z nas nadziewa się po kilka razy dziennie. Nawet Zośka nauczyła się (na błędach) krzyczeć: – Uwaga „ciastus”! Ostle kolce!

Nie widać też upierdliwych much: dużych, które w kilka sekund oblepiają wystawione na zewnątrz jedzenie (mięso i ryby wywołują u nich orgię, minuta bez odganiania i spod ich brzęczących ciał nie widać ani kawałka obiadu). Gorsze są jednak te małe, które szczególnie upodobały sobie wchodzenie i gryzienie w uszy. Niekiedy trafiamy na chmary czegoś pomiędzy pszczołą i osą. Nie atakują nas, ich celem jest jedzenie, ale mimo to łatwo niechcący którąś przycisnąć. Wcześniej czy później każde z nas zaliczyło żądło.

Na zdjęciach nie widać wyjących nocami kojotów, zwłaszcza gdy jest pełnia a „księżyc ma brudną buzię”  potrafią zawodzić tak, że trudno zasnąć. Ale to akurat absolutnie nam nie przeszkadza, dodaje pustynnym nocom magii. Nocom, które są co najmniej tak piękne jak dzień. Słońce zachodzi wcześnie, spada temperatura, robi się bardzo przyjemnie. Wschodzą miliony gwiazd, leżymy na kocu i liczymy meteoryty, pokazujemy Zośce drogę mleczną – tak wyraźną i jasną, że łatwo wytłumaczyć, skąd ta nazwa. Czasem złapiemy jakąś rzężącą stację zawodzącą przeboje norteňos, tańczymy wtedy dookoła samochodu popijając zimne piwo (lodówka w naszej budce to luksus nie do przecenienia). Jeszcze tylko prysznic, w przyjemnie ciepłej wodzie, która nagrzała się w ciągu upalnego dnia i można iść spać. Koło ósmej – dziewiątej wieczorem jesteśmy już w budce i zasypiamy. Trzeba wstać wcześnie, żeby zdążyć wykonać wszystkie poranne „ceremonie” przed nastaniem upału. O ile to możliwe zawsze staramy się zaparkować samochód tak, aby mieć rano jak najdłużej cień, czego jednak byśmy nie wykombinowali  i tak o dziewiątej zaczyna być nieznośnie.

Ale jeśli już naprawdę nie możemy wytrzymać upiornych temperatur, jest proste wyjście.  Ale o tym następnym razem.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tak w Dolnej Kalifornii kończy żywot rzeka Colorado, ta sama, która wydrążyła Grand Canyon
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Środek Dolnej Kalifornii
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Środek Dolnej Kalifornii – semafor z kaktusa
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W cieniu jest super, poniżej 40 stopni
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Środek Dolnej Kalifornii
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Park Valle de los Gigantes niedaleko San Felipe, wstęp drogi a trochę dalej na południe ma się jeszcze lepsze widoki za darmo
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ciastus ma ostle kolce!
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Misja San Borja
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Misja San Borja
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Misja San Borja
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Misja San Borja – na „zapleczu” gorące źródła
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
gorące źródła w Misji San Borja
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pustynna oaza San Ignacio
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Centrum San Ignacio
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Impreza w San Ignacio – rocznica projektu edukacyjnego „Misiones Culturales”
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Impreza w San Ignacio – rocznica projektu edukacyjnego „Misiones Culturales”
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Zośkę częstują wszyscy na potęgę czipsami i cukierkami. Dzieci niestety pochłaniają tu tony śmieciowego jedzenia. Próbowałam zastąpić owocami, Zośka zjadła chętnie (bo je wszystko) ale pozostałe dzieci patrzyły na mnie dziwnie, że wyskakuję z takim „smakołykiem”…
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Na placu w San Ignacio
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Niedzielny poranek w San Ignacio
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Na trekking trzeba się umieć ubrać…

You may also like...

4 Comments

  1. Super zdjecia i przygody. Fantastycznie. Gratuluje.

  2. Dzisiaj przeczytałam „hurtem”, no i chyba oka nie przymknę, przez widoki, wasze wrażenia i,……. ZOŚKĘ NAD SKORPIONEM. Mam nadzieję, a nawet jestem pewna, ze był „zneutralizowany” wcześniej przez Bartka, albo jakiegoś innego dobrego człowieka.
    Ściskam was serdecznie

    1. Skorpion już był zneutralizowany jak go znaleźliśmy 😉 Chociaż miejscowi twierdzili, że one nie są śmiertelne, tylko bardzo bolesne… Całujemy i tęsknimy!

  3. Zazdroszczę tych pięknych widoków…

Skomentuj byledalej Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.