Gdy przekraczaliśmy granicę marokańsko (saharyjsko) – mauretańską razem z nami czekał brazylijski pastor z żoną i synem. Kolejka szła powoli więc mięliśmy dużo czasu na rozmowę. Pastor Amerigo mieszka w małej wsi Jemberem w Gwinei Bissau, gdzie zaczyna się las tropikalny, w którym żyją na wolności szympansy, zaprasza nas serdecznie. Na tamtym etapie kurtuazyjnie dziękowaliśmy wiedząc, że Senegal jest naszym najdalej posuniętym afrykańskim planem. Teraz, w Bissau, temat naturalnie powraca.
Wieś leży 300 km od Bissau, co oznacza tu 5-6, godzin jazdy. Amerigo pisze, że droga nie jest najgorsza, poza ostatnimi 80 km.
Nie jesteśmy wymagający jeśli chodzi o stan dróg, ale jak do tej pory to największe wyboje w całej Afryce. Za to robi się czerwono, tak, jak w naszych wyobrażeniach o Czarnym Lądzie. Domki z kilometra na kilometr coraz skromniejsze, coraz mniej blachy a więcej tradycyjnych konstrukcji z gliny i słomy. Gwinea Bissau jest znacznie słabiej rozwinięta i uboższa od swych północnych sąsiadów, co paradoksalnie wpływa na mniejszą ilość plastikowego śmiecia, drogi i obejścia wyglądają tu schludniej niż w Senegalu czy Gambii.
Przed nami ostatnie 20 kilometrów. Słońce zachodzi. Droga robi się bardzo wąska, systematycznie kosimy przydrożne krzaki i dorabiamy się wielu dodatkowych zarysowań na karoserii. Koleiny niewyrównane od ostatniej pory deszczowej mają czasem i z metr. Nasz Nissan jakoś daje im radę, ale pozostaje dla nas zagadką, jak pastor dotarł tu swoim nisko zawieszonym vanem, bez napędu na cztery koła, musiała go ewidentnie wspierać siła wyższa. Pokonanie ostatniego odcinka zajmuje nam prawie dwie godziny.
Po zachodzie docieramy do wsi Jemberem. Teoretycznie położona jest niedaleko wybrzeża, jednak w Gwinei w niewielu miejscach można zobaczyć ocean. Większość linii brzegowej to niedostępne, zarośnięte mangrowcami (namorzynami) bagniska, poprzetykane płytkimi mulistymi zatokami. Przypominają błotniste fiordy wdzierające się głęboko w ląd, które w czasie przypływu wypełnia słona woda. Jemberem leży niedaleko jednej z takich odnóg, lecz żadnego transportu wodnego, który łączyłby ten koniec świata ze stolicą czy innymi większymi ośrodkami, nie ma. Jedyny sposób aby dotrzeć do cywilizacji to droga lądowa, nieprzejezdna w porze deszczowej. W takich właśnie warunkach dwadzieścia lat temu zamieszkał pastor Amerigo w Jemberem. Dziś ma już podmurowany dom, założył szkołę, kościół, próbuje unowocześnić osadę.
Nie jesteśmy jedynymi gośćmi pastora. W tym samym czasie odwiedzili go znajomi Emile i Jason z dwójką dzieciaków. Zośka jest więc zachwycona.
W drodze do Jemberem
Karnawał w Gwinei Bissau odbywa się nie tylko w stolicy, tańce trwały we wszystkich miasteczkach i wsiach
W drodze do Jemberem
Pojazd bojowy z czasów dekolonizacji
Gniazda na palmie
Plantacja nerkowców, jednego z podstawowych (nie wliczając narkotyków z Ameryki Południowej) towarów eksportowych Gwinei Bissau)
Owoc i orzech nerkowca.
U pastora Amerigo
Jest nawet basen!
Zatoka oceanu wdzierająca się głęboko w ląd niedaleko Jemberem. Podczas przypływu można po niej pływać, łowić
Dziwny owoc morza wydobyty przez tutejszych rybaków
Jemberem
Jemberem
Jemberem
Jemberem
Jemberem, w kwaterze parku narodowego przeprowadzany jest właśnie ciekawy proekologiczny projekt: kobiety uczą się, jak torebki foliowe wykorzystać do wykonania upominków. Jest tylko jedno ale: do produkcji używają nowiutkich torebek…
Koniecznie chcemy zobaczyć szympansy. Amerigo znajduje nam przewodnika, z którym wejdziemy w las w ich poszukiwaniu. Skradamy się cicho, małpy słychać bardzo blisko, drzewa trzęsą się, jednak nie możemy ich dostrzec w gęstwinie. Po dwóch godzinach postanawiamy wracać. Gdy zwierzęta widzą, że odchodzimy, nagle rozlega się jazgot, jakby małpiszony szyderczo się z nas śmiały, że nie potrafiliśmy ich namierzyć. Cóż, tak to jest z dziką przyrodą, nie nic na zamówienie.
Poszukiwanie szympansów
Po przejechaniu pustyni, sahelu, buszu, docieramy do miejsca, gdzie zaczynają się tropiki i las deszczowy.