Jekaterynburg, w którym robimy kilkudniowy postój (dla higieny naszej i motorków) to jedno z największych miast Uralu. Nazwa pochodzi od imienia Jekateriny I, żony cara Piotra Wielkiego, tu mieściły się potężne Uralskie fabryki. Miasto słynie w świecie przede wszystkim z tego, że stało się miejscem kaźni ostatnich Romanowów. Po II Wojnie Światowej aż do 1990 r było miastem zamkniętym. Doszło tu też do poważnej awarii w fabryce broni biologicznej.
Dziś miasto tętni życiem. Tu studiował sam Borys Jelcyn. Trudno uwierzyć, że ta nowoczesna metropolia należy do tego samego państwa, co drewniane wioseczki, które mijamy na co dzień. A mówi się, że jedną z ważnych miar postępu cywilizacyjnego jest skala kontrastu pomiędzy miastami a prowincją…
Po Jekaterynburgu oprowadzają nas: motocyklista Dymitr, którego poznaliśmy w Kungurze (z nim oglądamy miasto w nocy przez przyciemnione szyby samochodu, żeby uniknąć korków i się nie zmęczyć) i Michel z coachsurfingu (tym razem pieszo i w dzień).