Gdy w Dolnej Kalifornii zrobi się komuś za gorąco, powinien przenieść się na zachodnią stronę półwyspu, nad otwarty Pacyfik. Morze zimne, duże fale, silny wiatr, za to plaże idealne. I przede wszystkim temperatury o połowę niższe niż nad Morzem Cortesa (a tym bardziej niż w głębi lądu).
Kursowaliśmy zygzakiem od morza Cortesa nad Pacyfik i z powrotem. Były i samotne noce wśród wydm, były portowe miasteczka i wioski rybackie. Rano zawsze owiewały nas gęste mgły, około 11 niebo zwykle wypogadzało się.
Jedna rzecz nie dawała nam spokoju. Gdzie te słynne langusty, którymi mieliśmy się obżerać godzinami za grosze? Żadna uczęszczana miejscowa restauracja nie ma ich w menu. W każdej wiosce rybackiej widzimy stosy siatek do połowu, teoretycznie sezon na langusty rozpoczął się, ale gdy pytamy, gdzie możemy je kupić, wszyscy przecząco kiwają głową: nie ma, nie wolno sprzedawać, nie wolno łowić – różne powody prowadzące zawsze do tego samego negatywnego wniosku: langusty nie zjemy.
Dojeżdżamy do miasteczka Bahia de Asunsion. Na jego krańcu stoi zaparkowany samochód z budką identyczną jak nasza. To dosyć rzadko spotykane rozwiązanie więc nie przywitać się z właścicielem to prawie jakby minąć obojętnie innego motocyklistę na DR-ce w środku Kirgistanu. Kamper należy do Mike i Janette, amerykańskich emerytów z Utah. Są zaprzeczeniem tego, co pisaliśmy o rezydentach z San Felipe. Owszem, mają w Dolnej Kalifornii dwa domy: jeden w La Paz a drugi właśnie tu w Asunsion, gdzie przebywają w okresie, kiedy na południu półwyspu jest za gorąco, ale lubią też wyskakiwać na kila dni na „dziki” kemping. Opowiadają nam ciekawie o różnych miejscach w Dolnej Kalifornii i Meksyku. Okazuje się też, że Mike ma polskie korzenie, jego nazwisko to Sefcik, co wygląda nam na „zangielszczonego” Szewczyka.
– Kampera mamy od niedawna, kiedyś zawsze jeździliśmy na kemping z namiotem, ale teraz na stare lata postanowiliśmy zafundować sobie trochę komfortu…
Zainteresowało mnie wejście do ich domu, całe wyłożone muszlami z idealnie okrągłymi otworami.
– Co to za tajemnicze dziury?
– W miasteczku działa mała fabryka. Zbierają muszle, wycinają z nich kółka i robią z tego guziki. Nasz podjazd jest z odpadów z tej fabryki.
Jedziemy odwiedzić fabrykę. Cztery diamentowe wycinarki wyżynają kawałki w kształcie cienkiego walca, skrzynka w ciągu godziny. Średnica zawsze ta sama, ale różna grubość. Nie mogą być jednak zbyt cienkie, bo wtedy cała partia idzie do kosza.
– A możemy zobaczyć gotowy guzik?
– Tu ich nie robimy, kółka są wysyłane do Japonii. Ja nigdy nie widziałem nawet tego guzika – opowiada kierownik fabryki.
Noc spędzimy w pobliskiej osadzie rybackiej Las Rocas, bo Janette i Mike poradzili, że tam ładnie. Rzeczywiście, to sielska, skalista zatoka ze złotym piaskiem.
Niedaleko brzegu wyskakują wysoko nad taflę wody manty – w ten sposób samice wyrzucają potomstwo na świat (jaja rozwijają się w ciele samicy). Nas jednak jak zwykle najbardziej zainteresowali powracający z połowów rybacy.
Podchodzimy do łodzi, pytamy czy możemy kupić rybę na kolację. Niestety złowili same duże okazy, dla naszej trójki nie do przejedzenia mimo że możliwości mamy ponadprzeciętne (niedaleko pada jabłko od jabłoni; po miesiącu od opuszczenia morza pytamy Zośkę, czy woli góry czy morze? -„Morze”. -„Dlaczego?” – spodziewamy się odpowiedzi o pływaniu i piasku. „Bo Zosia lubi jeść ryby”…) W każdym razie tym razem nie podołalibyśmy.
– A może złowiliście langusty?
– Lubicie langusty?
– Tak, i mówili nam, że na Półwyspie Kalifornijskim jest ich pełno, a my jeszcze nigdy nie zdołaliśmy ich kupić. O co chodzi?
– Nie wolno rybakom samodzielnie sprzedawać langust. Tylko Cooperativo może to robić. Ale zapraszam do mojego domu.
Idziemy do domu razem z Beto. Poznajemy jego żonę Jolandę, siedzimy na ganku i gawędzimy patrząc na piękny W międzyczasie próbujemy większości miejscowych przysmaków: zupy rybnej, sashimi z ryby, langusty i ślimaków. Rewanżujemy się zimnym piwem i owocami. Beto – przynajmniej tak nam powiedział – stoi na czele tutejszego rybackiego Cooperativo (spółdzielnie pracy). Nikt inny poza spółdzielniami nie może poławiać. Obowiązuje zakaz sprzedaży langust „z wolnej ręki”, wszystko idzie prosto do Stanów lub Azji, głównie do Chin i na Tajwan. Jak twierdzi Beto to polityka służąca ochronie lokalnego rybołówstwa. Przypominamy sobie, że nas też raz zatrzymała policja aby sprawdzić, czy nie wieziemy nielegalnych produktów morskich, bo nasza budka z daleka wygląda trochę jak chłodnia.
Zostajemy na noc w pięknym Las Rocas. To miejsce, w którym rzeczywiście można zapomnieć o bożym świecie. Tak jak Felipe, Amerykanin, który żyje tu od 2000 roku w małym rozsypującym się kamperze.
– Jak tu przyjechał był wieki i potężny – plotkuje Jolanda. Teraz Felipe jest spalonym, słońcem chudzielcem. –Sprzedał samochód, siedział tak długo że stracił swoją amerykańską emeryturę (żeby ją utrzymać trzeba co pewien czas wracać do kraju). –Felipe wypływa czasem z rybakami, niekiedy sprzedaje to co złowi żeby się utrzymać, ale potrzeby ma prawie żadne. I tak już żyje tu od 16 lat…
Tak Horconowo. Fajnie Wam, pozdrawiamy!