Gdy w Dolnej Kalifornii zrobi się komuś za gorąco, powinien przenieść się na zachodnią stronę półwyspu, nad otwarty Pacyfik. Morze zimne, duże fale, silny wiatr, za to plaże idealne. I przede wszystkim temperatury o połowę niższe niż nad Morzem Cortesa  (a tym bardziej niż w głębi  lądu).

Kursowaliśmy zygzakiem od morza Cortesa nad Pacyfik i z powrotem. Były i samotne noce wśród wydm, były portowe miasteczka i wioski rybackie. Rano zawsze owiewały nas gęste mgły, około 11 niebo zwykle wypogadzało się.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Dzika plaża w okolicy Santa Rosalita
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Dzika plaża w okolicy Santa Rosalita
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Dzika plaża w okolicy Santa Rosalita, zimnooo!

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Co ja bym zrobiła bez pomocy Zośki…
Przerwa w trasie w okolicy Baja Bocana, plażę tworzą miliardy potłuczonych muszli wyglądające jak płaskie kamyki
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Przerwa w trasie w okolicy Baja Bocana
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Przerwa w trasie w okolicy Baja Bocana
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Przerwa w trasie w okolicy Baja Bocana
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Miejscowość Guerrero Negro, nasza ulubiona budka z cevivche
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Niedziela w Guerrero Negro, była imprezka, kto powiedział że po kilku piwkach nie można prowadzić
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
I małą gringę chętnie przewieziemy
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
I tata może popróbować włączyć się do ulicznego ruchu…
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Niedaleko Guerrero Negro utknął z powodu sztormu krewetkowiec z Sinaloa. Ładownie pełne krewetek, ale nie można ich sprzedawać w Baja California. Rybacy zamieniają więc krewetki na inną żywność i ubrania, które dostarczają miejscowi.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Nuda na krewetkowcu z Sinaloa
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wodny ptak poluje na mokradłach w okolicy Guerrero Negro

Jedna rzecz nie dawała nam spokoju. Gdzie te słynne langusty, którymi mieliśmy się obżerać godzinami za grosze? Żadna uczęszczana miejscowa restauracja nie ma ich w menu. W każdej wiosce rybackiej widzimy stosy siatek do połowu, teoretycznie sezon na langusty rozpoczął się, ale gdy pytamy, gdzie możemy je kupić, wszyscy przecząco kiwają głową: nie ma, nie wolno sprzedawać, nie wolno łowić – różne powody prowadzące zawsze do tego samego negatywnego wniosku: langusty nie zjemy.

Dojeżdżamy do miasteczka Bahia de Asunsion. Na jego krańcu stoi zaparkowany samochód z budką identyczną jak nasza. To dosyć rzadko spotykane rozwiązanie więc nie przywitać się z właścicielem to prawie jakby minąć obojętnie innego motocyklistę na DR-ce w środku Kirgistanu. Kamper należy do Mike i Janette, amerykańskich emerytów z Utah. Są zaprzeczeniem tego, co pisaliśmy o rezydentach z San Felipe. Owszem, mają w Dolnej  Kalifornii dwa domy: jeden w La Paz a drugi właśnie tu  w Asunsion, gdzie przebywają w okresie, kiedy na południu półwyspu jest za gorąco, ale lubią też wyskakiwać na kila dni na „dziki” kemping.  Opowiadają nam ciekawie o różnych miejscach w Dolnej Kalifornii i Meksyku. Okazuje się też, że Mike ma polskie korzenie, jego nazwisko to Sefcik, co wygląda nam na „zangielszczonego” Szewczyka.

– Kampera mamy od niedawna, kiedyś zawsze jeździliśmy na kemping z namiotem, ale teraz na stare lata postanowiliśmy zafundować sobie trochę komfortu…

Zainteresowało mnie wejście do ich domu, całe wyłożone muszlami z idealnie okrągłymi otworami.

– Co to za tajemnicze dziury?

– W miasteczku działa mała fabryka. Zbierają muszle, wycinają z nich kółka i robią z tego guziki. Nasz podjazd jest  z odpadów z tej fabryki.

Jedziemy odwiedzić fabrykę. Cztery diamentowe wycinarki wyżynają kawałki w kształcie cienkiego walca, skrzynka w ciągu godziny. Średnica zawsze ta sama, ale różna grubość. Nie mogą być jednak zbyt cienkie, bo wtedy cała partia idzie do kosza.

– A możemy zobaczyć gotowy guzik?

– Tu ich nie robimy, kółka są wysyłane do Japonii. Ja nigdy nie widziałem nawet tego guzika – opowiada kierownik fabryki.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Fabryka guzików
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Odpady z fabryki guzików
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Fabryka guzików – worki gotowe do wysyłki
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Z tego będzie guzik w Japońskiej kamizelce
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Diamentowa wycinarka

Noc spędzimy w pobliskiej osadzie rybackiej Las Rocas, bo Janette  i Mike poradzili, że tam ładnie. Rzeczywiście, to sielska, skalista zatoka ze złotym piaskiem.

Niedaleko brzegu wyskakują wysoko nad taflę wody manty – w ten sposób samice wyrzucają potomstwo na świat (jaja rozwijają się w ciele samicy). Nas jednak jak zwykle najbardziej zainteresowali powracający z połowów rybacy.

Podchodzimy do łodzi, pytamy czy możemy kupić rybę na kolację. Niestety złowili same duże okazy, dla naszej trójki nie do przejedzenia mimo że możliwości mamy ponadprzeciętne (niedaleko pada jabłko od jabłoni; po miesiącu od opuszczenia morza pytamy Zośkę, czy woli góry czy morze? -„Morze”. -„Dlaczego?” – spodziewamy się odpowiedzi o pływaniu i piasku. „Bo Zosia lubi jeść  ryby”…) W każdym razie tym razem nie podołalibyśmy.

– A może złowiliście langusty?

– Lubicie langusty?

– Tak, i mówili nam, że na Półwyspie Kalifornijskim jest ich pełno, a  my jeszcze nigdy nie zdołaliśmy ich kupić. O co chodzi?

– Nie wolno rybakom samodzielnie sprzedawać langust. Tylko Cooperativo może to robić. Ale zapraszam do mojego domu.

Idziemy do domu razem z Beto. Poznajemy jego żonę Jolandę, siedzimy na ganku i gawędzimy patrząc na piękny  W międzyczasie próbujemy większości miejscowych przysmaków: zupy rybnej, sashimi z ryby, langusty i ślimaków. Rewanżujemy się zimnym piwem i owocami. Beto – przynajmniej tak nam powiedział – stoi na czele tutejszego rybackiego Cooperativo (spółdzielnie pracy). Nikt inny poza spółdzielniami nie może poławiać. Obowiązuje zakaz sprzedaży langust „z wolnej ręki”,  wszystko idzie prosto do Stanów lub Azji, głównie do Chin i na Tajwan. Jak twierdzi Beto to polityka służąca ochronie lokalnego rybołówstwa. Przypominamy sobie, że nas też raz zatrzymała policja aby sprawdzić, czy nie wieziemy nielegalnych produktów morskich, bo nasza budka z daleka wygląda trochę jak chłodnia.

Zostajemy na noc w pięknym Las Rocas. To miejsce, w którym rzeczywiście można zapomnieć o bożym świecie. Tak jak Felipe, Amerykanin, który żyje tu od 2000 roku w małym rozsypującym się kamperze.

– Jak tu przyjechał był wieki i potężny – plotkuje Jolanda. Teraz Felipe jest spalonym, słońcem chudzielcem. –Sprzedał samochód, siedział tak długo że stracił swoją amerykańską emeryturę (żeby ją utrzymać trzeba co pewien czas wracać do kraju). –Felipe wypływa czasem z rybakami, niekiedy sprzedaje to co złowi żeby się utrzymać, ale potrzeby ma prawie żadne. I tak już żyje tu od 16 lat…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Plaża San Roque
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Manta na porodówce, San Roque
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
San Roque
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Rybacy z San Roque
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
San Roque
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Beto i Jolanda
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wkładanie muszelek do koszyka nawet po godzinie się nie nudzi
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Langusta podana (gotowana)
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Zośka zje wszystko
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Teraz czas na ślimaki (Beto skoczył po nie na pobliskie skały, wrócił po 10 minutach)
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ślimaki wydłubane
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jadalna jest tylko mała część, na pozostałej można najwyżej ugotować zupę
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Święty Krzysztof, na wstążkach zapisuje się prośby. Czego chcą pielgrzymi z San Roque? Głównie bezdzietni proszą o potomstwo a chorzy o uzdrowienie.

 

You may also like...

1 Comment

  1. Joasia i Piotr z Dziewczynami

    Tak Horconowo. Fajnie Wam, pozdrawiamy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *