Po tygodniu spędzonym w Korytarzu Wachańskim wracamy z powrotem do Tadżykistanu. To był najbardziej niesamowity moment w naszej podróży. Jesteśmy jednak zmęczeni.

Tym razem nie przekraczamy granicy w Chorogu, ale w Iszkaszim. Po południu podjeżdżamy do budki strażników. Wbijają bez problemu stempel opuszczenia Afganistanu. Potem kolej na celników. Podajemy zezwolenia na przejazd motocykli. Szemrają między sobą dosyć długo, w końcu pojawia się jakiś człowiek mówiący jako tako po angielsku.
– Na waszych zezwoleniach brakuje specjalnej czerwonej pieczęci. Musicie nam zapłacić po 100 usd od motoru.

O celnikach z Iszkaszim krążą w Pamirze legendy. Zasada jest prosta: nie posmarujesz, nie pojedziesz. Nie wypada jednak wprost poprosić cudzoziemca o bakszysz, trzeba znaleźć pretekst. Można np. pogrzebać mu w bagażu i znaleźć coś nielegalnego, jak lekarstwo zawierające alkohol.  Albo wykryć brak pieczątki. Co człowiek, to pomysł. Próby wyjaśniania, że mamy takie pieczątki, jakie ich własne władze uznały za wystarczające i nie jest naszą rzeczą wiedzieć, gdzie i co należy podstemplować, tylko ich rozwścieczyły. Próbujemy więc z innej strony: że rozumiemy ich przepisy i z chęcią zapłacilibyśmy, ale nie mamy przy sobie pieniędzy, a najbliższy czynny bankomat w Tadżykistanie (to jest zresztą prawdą).
– No to was nie wypuścimy. Możecie sobie wracać przejściem w Chorogu.
– Ale przecież już nam wbiliście do paszportów pieczątki wyjazdowe.
Ach, o tym panowie już zapomnieli.
– Oddaj z powrotem paszporty.
– Nie oddam.
– To nie wyjedziecie z Afganistanu.
– Przecież już wyjechaliśmy. Tak wynika z paszportów – stawiamy się wiedząc, że jeśli oddamy paszporty, oni wykreślą pieczątki i tym bardziej nie wyjedziemy. Złapał Kozak Tatarzyna,  czyli tak zwany  pat. Sobie czekamy. Godzinę, drugą.
– No dawajcie wreszcie po te 100 USD to was przepuścimy.
– Nie mamy.
Trzecia godzina, czwarta. Wysokość „kary za brak pieczątki” spada do 100 USD za dwa motocykle. Piąta godzina.
– Zamykamy granicę. Hm, może wy faktycznie nie macie tyle kasy… Teraz jednak już i tak za późno, bo nie ma nikogo po tadżyckiej stronie. Wasza wina. Zamiast pyskować  trzeba było od razu grzecznie mówić, że 100 USD to za dużo i dać co macie, to by nie było problemu. Wracajcie do miasta i przyjedźcie tu jutro rano. Coś się załatwi. Nie martwcie się. Pomożemy wam.

Jakie znowu pomożemy??? Wystarczyłoby, żebyście nie przeszkadzali! Za ostatnie afgany znajdujemy nocleg w jakiejś zapyziałej budzie na bazarze i kupujemy coś do jedzenia. Miasto wygląda jakoś dziwnie. Nerwowo, mniej uśmiechów. Jakby więcej wojska. Z terenu wracają zakurzone, opancerzone samochody wypchane żołnierzami. Ich twarze są napięte i zmęczone. Wydaje nam się, że coś się wydarzyło. A może tylko to nasze wrażenie z powodu niepowodzenia na granicy? Dopiero parę dni później, po powrocie do Tadżykistanu, dowiadujemy się, że 19 września, czyli na dzień przed naszym wyjazdem, w rejonie Warduj, kilkadziesiąt kilometrów od granicy, talibowie zaatakowali siły rządowe. Wygląda na to, że tego wieczoru w Iszkaszim nie mieliśmy jednak zwidów.

Po nieprzespanej nocy, w trakcie której ktoś dobijał się do naszej kanciapy, wracamy na granicę. Dziś dzień szczególny, niedzielny targ afgański, rozstawiany raz w tygodniu w strefie pomiędzy granicami. Od rana tłum Afgańczyków kłębi się przy barierce czekając na otwarcie szlabanu. Bomba poszła w górę! Wszyscy na raz, truchtem co sił w nogach, niosąc wielkie, przerastające ich możliwości wory towarów lub ciągnąc wyładowane wózki przepychają się, aby zająć jak najlepsze miejsce na targowisku. Oby tylko udało się sprzedać tych kilka jabłek, mioteł, parę metrów materiału…

A my znów czekamy, tym razem aż strażnicy uporają się z rejestracją handlarzy udających się na targ. Nasi ulubieni celnicy na chybił trafił sprawdzają, czy ludzie czegoś nie przemycają. Poszturchują ich, nogami przerzucają tobołki, traktują wszystkich jak bydło. Teraz przyczepili się do mężczyzny ciągnącego wózek ze stertą słomianych mioteł. Każą mu je rozwiązać. Człowiek ociąga się. Coś jest nie tak. Celnicy szarpią mężczyznę, kopią, wydzierają się. Ten, trzęsącymi się rękoma, z paniką i rezygnacją w oczach, rozpakowuje miotły, z których wysypuje się ze 20 kartonów papierosów. Celnicy zabierają papierosy, handlarz znika w ich budzie.
– Co mu zrobicie?
– Pójdzie siedzieć. Na dwa trzy lata – odpowiadają bez zastanowienia.
Dwa – trzy lata afgańskiego więzienia za 20 paczek fajek, dzięki którym rodzina tego biedaka ma co włożyć do garnka …

Czekamy następną godzinę na naszą kolej. Z budki wychodzi „przemytnik”. Układa z powrotem na wózku rozsypane miotły i idzie na bazar… Więzienie widać tym razem jeszcze poczeka. Na posterunku będzie za to co palić.

Po pięciu godzinach jakiś szef szefa szefów afgańskiej służby celnej, który akurat przybył na inspekcję targu, wspaniałomyślnie zezwala nam na opuszczenie Afganistanu. Za darmo!
– To bardzo ważny człowiek. Bardzo bogaty. Jemu na pieniądzach już nie zależy. Wspaniale, że udało się rozwiązać problem. Gratulacje. Cieszymy się. Have a safe trip! – to absurd, ale celnicy autentycznie uśmiechają się do nas i życzą szczęścia w życiu osobistym i zawodowym.

Jeszcze tylko trochę gimnastyki po stronie tadżyckiej aby wyjaśnić, dlaczego mamy wczorajszy stempel w paszporcie i jesteśmy wolni. Nikt się nami już nie interesuje, bo w urzędzie powstało jakieś afgańsko – tadżyckie nieporozumienie. Tadżycki oficer wydziera się na pracownika afgańskiego, który coś próbuje odpowiedzieć, na co afgański zwierzchnik tego ostatniego strzela go pięścią prosto w gębę. Nas wypraszają czym prędzej z pomieszczenia, żebyśmy za dużo nie zobaczyli. Nie chcą wyjaśnić, o co poszło.

BYLEDALEJ_AC_05867
Oczekiwanie na otwarcie granicy
BYLEDALEJ_AC_05895
Start!
BYLEDALEJ_AC_05886
Kto pierwszy na bazar
BYLEDALEJ_AC_05920
Za dużo towaru, rikszarza przeciążyło
BYLEDALEJ_AC_05888
Nasza kolej przyjdzie doiero gdy wszyscy handlarze zostaną zarejestrowani
BYLEDALEJ_AC_05916
Udaremnenie próby przemytu przez bohaterskich celników
BYLEDALEJ_AC_05924
Nuda w tej robocie…

You may also like...

3 Comments

  1. prawie z wypiekami czekam na wasze informacje inny świat a jak rzeczywisty bez chmury medialnej

    życzę następnych dobrych dni

    Ryszard

  2. Fajnie się czyta-dzięki 🙂

  3. Świetny wpis! Te ceregiele i historie jak z innej planety, które odbywają się (czasem) na granicy to istny SF. Zabawne jest to, że jak się to dzieje, to akurat nie do śmiechu, ale po jakimś czasie jedna z ważniejszych historii jakie się zapamiętuje 🙂
    Też mieliśmy jedną taką historie – chcieli wymusić podobną opłatę od czapy, ale użyliśmy płaczącej, półtora rocznej córki jako argumentu nie do zbicia ;). Obeszło się bez płacenia.
    Pozdrawiamy!

Skomentuj losalamos Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.