Do Emiratów Arabskich przyjeżdżamy trochę z  konieczności, po prostu były po drodze. Ponieważ słyszeliśmy od innych, że drogo tam a główna atrakcja to wielki shopping w ultranowoczesnych centrach handlowych uznaliśmy, że zabawimy w Emiratach maksymalnie kilka dni. Tymczasem tak się rozkręciliśmy, że nie wiadomo kiedy minął jeden z najbardziej zwariowanych miesięcy naszej podróży. I wcale nie dlatego, że wpadliśmy w wir zakupów!

Przerażeni cenami hoteli w Dubaju (wersja superbudget polecana przez Lonely Planet to „skromne” 80 usd), organizujemy sobie nocleg na kanapie, ale nie przez couchsurfing, bo ekspaci z Dubaju chętniej oferowali wspólnego drinka niż nocleg, tylko przez Horizonsunlimited. Tak zaczynamy poznawanie Emiratów z nietypowej strony, oczami hinduskiej mniejszości, gdyż nasz gospodarz, Deepak oraz jego kumpel Ram, z którymi spędzamy wiele czasu, pochodzą z Chennai.

Pierwszy przejazd przez Dubaj wywołuje u nas wytrzeszcz oczu i przerażenie przemieszane z niedowierzaniem. Jesteśmy w lunaparku. Kiedyś w podobny sposób przytłoczył nas Singapur, ale teraz, w porównaniu z Dubajem, wydał nam się prowincjonalną wioską. Olbrzymie, błyszczące wieżowce, wielopasmowe autostrady po których co kilka minut huczy ferrari albo przynajmniej lamborghini, wiadukty o kilkunastu rozjazdach, perfumowane trawniki i fontanny, sztuczne wyspy w kształcie palm i kontynentów. Istne szklane domy. I to wszystko wzniesione zaledwie w ciągu 40 lat, z niczego (a raczej z petrodolarów) na nieurodzajnej pustyni. Gdy oglądamy zdjęcia miasta z lat sześćdziesiątych, widzimy cichą, małą wioskę rybacką z portem i klimatycznymi wieżami wiatrów. Dziś jest to dubajska „starówka”.  Teraz, patrząc na las podniebnych wieżowców, człowiek zadaje sobie pytanie, po co ich tyle? Przecież większość Emiratów to niezamieszkała pustynia, nie mogli rozbudować się w poziomie? Ano pewnie by mogli, ale wtedy nie byłoby takiego EFEKTU. A EFEKT to tutaj rzecz kluczowa.
– W Dubaju nie ma rzeczy wielkich. Tu wszystko musi być największe – śmieje się Deepak.
Szpan, lans, szastanie kasą i plastikowa rozrywka. Pomiędzy europejskimi ekspatami, którzy przyjechali tu do pracy po zarobki wielokrotnie wyższe niż na kontynencie, przemykają jak białe zjawy eteryczni, niedostępni, wyperfumowani i ozdobieni obowiązkowymi Raybanami miejscowi. „Lokale”, bo tak się o nich mówi z mieszanką zazdrości i pogardy. Swoje kobiety odziewają w ciemne abaje (tutejsza wersja czadoru), lecz niewiasty wcale nie wyglądają na wstydliwe czy zahukane. Rozbijają się po mieście najnowocześniejszymi modelami terenówek (mimo że na tutejszych drogach nie uświadczysz dziury), pod abajami grzechoczą tonami złota i brylantów, wybierają w sklepach najdroższą i najseksowniejszą bieliznę.

BYLEDALEJ_AC_09693
Wystawa samochodów
BYLEDALEJ_AC_09330
Burj al Arab, jeden z najsłynniejszych hoteli świata
BYLEDALEJ_AC_09263
Hotelowy gość zajechał
BYLEDALEJ_AC_09286
Akwarium w centrum handlowym, normalna rzecz. Można nawet w środku nurkować.
BYLEDALEJ_AC_10039
W tym samym centrum handlowym jest też fontanna
BYLEDALEJ_AC_10117
Dubajska starówka, na drugą stronę rzeki przewożą łódki.
BYLEDALEJ_AC_09339
Noc w starej dzielnicy
BYLEDALEJ_AC_09349
Łódki to nie atrakcja dla turystów, ale także zwyczajny transport
BYLEDALEJ_AC_09257
Z serii „tu byłam” – pod Burj Kalifa, najwyższym budynkiem świata

Skąd ta kasa? Otóż wbrew pozorom wcale nie z ropy. Dziś przemysł paliwowy to zaledwie 5% przychodu emiratu Dubaju.
– Dubaj to wielki hubb gospodarczy. Firmy zagraniczne nie płacą co prawda żadnych podatków, ale obowiązuje pięcioprocentowe cło na importowane towary. A tu można legalnie przeprowadzić zakazane wymiany gospodarcze. Na przykład przez Dubaj Indie handlują z Pakistanem. A Arabowie skrupulatnie odcinają sobie swój pięcioprocentowy plasterek – wyjaśnia Ram.
– Każdy „lokal” jest tzw. sponsorem. Tylko że tu instytucja sponsora została wywrócona do góry nogami, tzn. sponsor to  nie ten, co cię utrzymuje, ale ten, któremu ty musisz płacić. Każdy, kto zakłada firmę w Dubaju, musi mieć miejscowego sponsora – opiekuna, którego zadaniem jest raz na rok przejść się z tobą do urzędu i złożyć kilka podpisów. Jeden „lokal” sponsoruje nawet kilkadziesiąt takich zagranicznych biznesów, od każdego dostaje około 4000-5000 USD rocznie – wtajemnicza nas Benjamin, Francuz, który od wielu lat handluje na Półwyspie Arabskim częściami samochodowymi.

W polityce władzy jest jednak coś godnego podziwu. Szejkowie posiadają bajeczne fortuny, ale jednocześnie zapewniają dostatnie życie swoim obywatelom. Każdy „lokal” może liczyć na dom i miejsce pracy (jeśli akurat ma potrzebę pożytecznego zagospodarowania wolnego czasu), swój mniejszy lub większy udział w państwowym dobrobycie. Na poziomie obywateli Emiratów, którzy stanowią tylko 13 % mieszkańców, nie ma w zasadzie poważniejszych niesprawiedliwości społecznych.

Nic dziwnego, że na każdym kroku kłuje w oczy jaskrawy patriotyzm. Tysiące flag i plakatów z deklaracjami dozgonnej miłości do kraju i jego władców. Gdzie tylko się da rozwieszono billboardy z obliczami Szejków. Szejkowie na plakatach z twarzami otoczonymi kilkudniowym zarostem, w ciemnych okularach i rozbrajającym uśmiechem słodkiego drania zdecydowanie odbiegają od tradycyjnego wizerunku współczesnego przywódcy państwa. Akurat świętują 42 rocznicę powstania Emiratów. Poza fajerwerkami (tu ciągle zresztą pod byle pretekstem eksplodują sztuczne ognie) świętowanie polega na przejechaniu przyozdobionymi samochodami przez główną nadmorską ulicę i pryskaniu sprejami wypełnionymi kolorową gumą. Rozrywka dość pospolita ale swoją drogą dobrze oddająca narodową psychikę.

BYLEDALEJ_AC_09695
Dzień niepodległości nadchodzi – samochody oklejono wizerunkami szejków
BYLEDALEJ_AC_09718
Dzień niepodległości w Dubaju

Mamy bowiem wrażenie, że miejscowi to trochę jakby duzi chłopcy, którzy ponad wszystko kochają zabawę, a że mają się za co bawić, robią to z ogromnym rozmachem. Niemal codziennie trwają kosztowne imprezy: a to wielkie zawody spadochronowe, a to wyścigi najszybszych na świecie motorówek, a to airshow z udziałem Red Arrows (na który w niedzielne popołudnie przyszło zaledwie kilkaset osób, bo informacja zginęła w tłoku rozlicznych imprez), a to międzynarodowy festiwal podróżniczy (ale o nim w następnym odcinku).

BYLEDALEJ_AC_09689
Pokaz Red Arrows
BYLEDALEJ_AC_09633
Motolotnie nad Dubajem

BYLEDALEJ_AC_09566

BYLEDALEJ_AC_09584
Zawody spadochronowe, konkurencja swoop

Nie wszystkim żyje się w Emiratach jak w bajce. Pozostałe 87% mieszkańców to – oprócz europejskich ekspatów – przede wszystkim imigranci z Indii, Pakistanu, Afganistanu, Bangladeszu i Filipin. Filipińczycy pracują głównie jako sprzedawcy. Hindusi są za to grupą bardzo podzieloną. Niektórzy ledwo wiążą końcem z końcem, ale wielu osiągnęło sukces, jak nasi gospodarze: rozkręcili świetnie prosperujące biznesy albo dostali dobre, kierownicze stanowiska. Wiedzie im się na pewno znacznie lepiej niż w Indiach. Tyle że w przeciwieństwie do Arabów, Hindusi na swój sukces muszą bardzo ciężko pracować. Nie ma szans, aby zbratali się z „lokalami”, są przez nich zawsze traktowani z góry. Z kolei Hindusi z jednej strony czują wdzięczność za  stworzenie im lepszych szans rozwoju niż w Indiach, ale w ich słowach często pobrzmiewa rozgoryczenie: pomimo że Emiraty w zasadzie stały się ich ojczyzną, choćby nie wiem  jak się starali ani oni, ani kolejne pokolenia nie będą traktowani jak równoprawni obywatele. Zazdrość jest tym większa, że statystyczny „lokal” jest często postrzegany przez nich jako bogaty snob. Pewnego dnia wstąpiliśmy do sklepu z radiami żeby naprawić nasz zestaw walki-talki. Za ladą miły i uczynny imigrant z Kerali. Po chwili wchodzi „lokal”. Każe sobie pokazać kilka fikuśnych modeli anten samochodowych, zwraca się przy tym do obsługi w sposób nieprzyjemnie arogancki, zupełnie nie przejmując się faktem, że byliśmy pierwsi i że przerwał naszą rozmowę. Sprzedawca robi przepraszającą minę i usłużnie skacze wokół Araba. Dopiero gdy sobie poszedł, Hindus nie wytrzymał i z politowaniem kręci głową:
– Wiecie, że większość kupuje te anteny po kilkaset dolców wyłącznie jako ozdobę do samochodu? One nie działają, to atrapy na pokaz!

Nie ma też zbyt dużej interakcji na linii Hindusi – „biali” . Hindusi zdają się zazdrościć Europejczykom, że ci ostatni traktowani są lepiej i wszystko łatwiej im przychodzi.

A wzajemny stosunek „białych” i „lokali? Arabowie lubią się otoczyć „białymi”, którzy są dla nich trochę jak egzotyczna rozrywka. Nie mają nic przeciwko odsłanianiu włosów i ramion przez Europejki czy wyjściu do knajpy z kumplem z korporacji. Ale do swojego prywatnego życia raczej przybyszów nie dopuszczą. U białych natomiast dominuje psychologia „skorzystania z koniunktury”, wyssania ile się da. „Lokalom” trochę zazdroszczą, trochę nimi gardzą uważając ich za bogatych barbarzyńców, którzy wygrali los na loterii, a trochę ich fascynują.
– Dawniej to było życie. Teraz nie da się już tyle zarobić, bo koszty życia koszmarnie wzrosły. Przedszkole, opieka zdrowotna. Niby benzyna tania, ale tu każdy członek rodziny kupuje sobie drogie auto o wysokim spalaniu. A do tego wszędzie jest daleko. W rezultacie miesięcznie wydaję na paliwo tyle samo co we Francji – skarży się Benjamin.

Najciężej żyje się Pakistańczykom, Bengalczykom i Afgańcom. Dla nich zastrzeżone są najgorsze prace, głównie na budowach.
– Mieszkają w kontenerach na obrzeżach miasta, autobus codziennie dowozi ich na place budowy. Zarabiają po 250 dolarów miesięcznie, z czego połowę odsyłają rodzinom. Latem, przy palącym słońcu  i temperaturze 50 stopni, gdy nikt nie odważy się postać dłużej na ulicy, pracują po kilkanaście godzin bez przerwy – opowiada Mikołaj, Polak, który dostał w Dubaju atrakcyjną pracę.

Człowiek człowiekowi wilkiem. Atmosfera przesycona jest nutami żalu, pretensji, zazdrości i pogardy będącej reakcją obronną. Imigranci są jednak w Emiratach czymś najbardziej rzeczywistym i prawdziwym, nadają temu miejscu choć odrobinę ludzki wymiar. Gdy za kilkanaście złotych zajadamy przepyszne rice biryani w przytulnej, prostej knajpie, siedząc obok odzianych w sari kobiet albo gdy kupujemy pachnący chleb w pakistańskiej piekarni, działa to jak cywilizacyjna odtrutka.

– Co ci się najbardziej podoba w Dubaju, w Emiratach?- pytamy różnych ludzi: „Lokali”, Europejczyków, Hindusów, Filipińczyków. Spodziewamy się klasycznej odpowiedzi w stylu „możliwości”, „kariera”, „godziwe zarobki” itp. Tymczasem za każdym razem słyszymy tę samą odpowiedź, której w życiu nie spodziewalibyśmy się: wszyscy powtarzają jak matrę jednosłowo: bezpieczeństwo. Na ulicach nie ma pospolitej przestępczości, napadów, kradzieży. Zostawiamy motocykle z bagażami i kaskami w dowolnym miejscu nie musząc się martwić, czy zastaniemy je po powrocie.

Natomiast gdy włóczymy się wśród lśniących wieżowców kilka razy nagle ogrania nas wrażenie, że tego miejsca wkrótce nie będzie. Że zostanie wyludnione a imponujące budowle zaczną się rozpadać. Spontanicznie przychodzi do głowy apokaliptyczna wizja czegoś na kształt Mad Maxa: niejasne przeczucie, że mimo bezustannych modłów wzorowo pobożnych „lokali” Allach w końcu się na nich obrazi…

BYLEDALEJ_AC_10066
Targ rybny w Dubaju
BYLEDALEJ_AC_10072
Targ rybny w Dubaju
BYLEDALEJ_AC_10076
Targ rybny w Dubaju
BYLEDALEJ_AC_10081
Podano do stołu! Przed targiem rybnym

 

BYLEDALEJ_AC_09782
Nasza ulubiona hinduska knajpa rybna, zawsze pełna ludzi. Tu przychodzą wszystkie nacje
BYLEDALEJ_AC_09748
Ta sama knajpa. Są dwie potrawy: ryba sheri lub krewetki. Do tego w pakiecie zupka, chlebki parata i sałatka. Zamawia się w budce, przed którą trzeba czekać w kolejce przynajmniej pół godziny, żeby złożyć zamwienie. Warto czekać!.
BYLEDALEJ_AC_10058
Dubajskie kontrasty. Czasem pałace, czasem gruzowisko.
BYLEDALEJ_AC_10087
Czasem publiczna plaża
BYLEDALEJ_AC_09615
Spacer w dubajskiej Marinie
BYLEDALEJ_AC_09319
Dubajska Marina. Z czym się Wam kojarzy budynek pierwszy z prawej?

You may also like...

13 Comments

  1. Ja od was czerpie całą wiedzę o świecie… 🙂

  2. fajne bardzo!

  3. Witam!
    Będę niebawem w Dubaju przejazdem w drodze do Omanu. Czy w tym mieście można spokojnie kimać na plaży pod namiotem?
    Pozdrawiam,
    Sławek Brzoska

    1. Kimaliśmy i nikt nam nie robił z tego powodu problemów, choć słyszeliśmy, z słyszeliśmy, że potrafią przepędzić. Ale „białasów” traktuje się tam z wyrozumiałością, wielu naszych znajomych spało pod namiotem lub w samochodach i nikt się nie przyczepił. Teraz jedziesz do Dubaju i Omanu? Znaczy ciepłolubny z Ciebie człowiek 😉

  4. CZy probowaliscie jezdziz autostopem po w emiratach? Wraz ze znajomymi udajemy sie do dubaju w styczniu i chcemy jechac tez do Abu Dhabi i dalej.Jest szansa podrozowania autostopem?

    Pozdrawiam

    1. Hej, trudno nam powiedzieć, bo nie próbowaliśmy – jeździliśmy motorami i kilka razy samochodem ze znajomymi. Ale Arabowie są bardzo uczynni a poza tym mieszka tam wielu europejskich ekspatów więc powinno się udać. Powodzenia 🙂

  5. 10 grudnia lecę do Nepalu i mam przesiadkę w Dubaju gdzie czekam aż 16 godzin. Zastanawiam sie czy warto na kilka godzin podjechać do centrum. Słyszałam ze to bardzo blisko lotniska. Z tym ze ja bede w Dubaju o 22.00, zwiedzanie nocą czy to bezpieczne ?
    Czy coś mi polecicie gdzie sie udać co zobaczyć warto ? Jak dojechać z lotniska do miasta ?
    Proszę o wskazówki jeśli to nie problem 😉

    1. Zaczniemy od końca. Dubaj jest super bezpieczny, chyba najbezpieczniejsze miejsce, w jakim kiedykolwiek byliśmy. Noc to dobry czas żeby zobaczyć świecące wieżowce, można np wjechać na najwyższy budynek świata Burj Kalifa, zobaczyć co się da zmieścić w mallu (gigantyczne akwarium w którym można nurkować itp ;, fontanny). Nie mamy natomiast pojęcia jak działa transport publiczny, my zawsze jeździliśmy albo motorkami albo samochodami ze znajomymi. Dobrej zabawy!

  6. Ps. Świetnie napisany blog czyta sie doskonale.

  7. Witam! Lece do Indii przez Dubaj (3 dni w Dubaju) czy nie będę miał problemu przy wjeździe jeżeli nie mam hotelu, noclegu? Chciałbym przenocować w namiocie, gdzie polecacie rozbić biwak? Czy na miejscu można kupić jakiś namiocik czy lepiej zabrać ze sobą? Panowie byłbym wdzięczny za odpowiedz. Pozdrawiam!

    1. Cześć!
      Nas o hotel absolutnie nikt nie pytał. My jeszcze byliśmy jak trzeba było mieć wizy wiec może się coś pozmieniało.
      Jeśli chodzi o namiot to nam udało się rozbić namiot na takim wysypisku gruzu. Brzmi strasznie ale zaraz obok jest bardzo przyjemna plaża z toaletami i prysznicami.
      Namiar wysyłam na maila którego podałeś w komentarzu.
      W Dubaju jest wszystko namiot pewnie też znajdziesz. Niestety nie znamy żadnego sklepu.

      Powodzenia!
      Bartek

  8. Znam ten kraj i to miasto, a tak przyjemnie czytało mi się Waszą notkę. Dużo informacji i bardzo refleksyjna… Wzruszyła mnie mantra wypowiadana przez wszystkich, ale to prawda. „Bezpieczeństwo”- to słowo, które jako pierwsze nasuwa się ma usta.

  9. „Jeśli chodzi o namiot to nam udało się rozbić namiot na takim wysypisku gruzu.” – mogę prosić o dokładniejszą lokalizację?
    Gdzie znajduje się knajpa rybna, o której piszesz w poście?

Skomentuj Adam Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.