Od czasu do czasu Bartek szykuje mi niespodzianki. Bo ileż można jeździć po drodze? Najpierw wyeliminował główne trasy. Potem wyeliminował asfalt. W końcu przyszedł czas w ogóle zrezygnować z dróg. Mój Ukochany postanowił przeciągnąć nas przez Ural w takim miejscu, gdzie drogi jeszcze  nie wytyczono…

Mój początkowo nieśmiały a potem coraz śmielszy sprzeciw nie spotyka się z jakimkolwiek zrozumieniem. Co robić. Ahoj przygodo…

Na końcu leśnej, szutrowej i pełnej dziur drogi stoi barak drwali. Pytamy, czy da się dalej przejechać. Zadumali się. Wyciągają jakieś kilkudziesięcioletnie, ręcznie narysowane mapy, pół godziny główkują nad nimi aby w końcu skonkludować, że dzisiaj wszystko wygląda zupełnie inaczej niż kiedyś, więc mapy nic nie pomogą. Potem radzą, że najlepiej zawrócić. Jest co prawda skrót, czyli stara, od dawna nie wykorzystywana leśna ścieżka, ale tamtędy to byłby jak się wyrazili „ekstrim”. Próbowali nią kiedyś przejechać rowerzyści, ale zawrócili.

Jeśli dla rosyjskiego drwala coś jest „ekstrim”, to ja mu wierzę i nie chcę sprawdzać, czy aby na pewno mówi prawdę. Radośnie szykuję się do odwrotu, gdy znienacka dowiaduję się od Bartka, że jednak spróbujemy przejechać…

Skrót wygląda tak, jakby przeszła nim błotnisto – kamienna lawina. Jak nie bagniste, zasysające błoto, to wielkie, śliskie głazy. Cały skrót ma niespełna 10 km, a walczymy 4 godziny.  Sto razy łatwiej i szybciej byłoby piechotą. Co kilka metrów przewraca się albo Bartek, albo ja. Upał, trzydzieści parę stopni i duża wilgotność. Kwadryliony komarów, meszek i babeczek. Przy przejeździe przez jedną z kałuż Barta motor zostaje zassany po osie. Odpinamy bagaże, usiłujemy wypchnąć motor, ale to tylko pogarsza sprawę – tonie jeszcze głębiej. Walczymy kilkadziesiąt minut, w końcu udaje nam się podkopać pod oponę, wsadzić pod nią pień i wywrócić motocykl na kawałek nieco bardziej suchego pobocza, dzięki czemu jedno koło wydostaje się z błota. Motocykl daje się w końcu podnieść.

DSC_0554
Początek – póki co mamy jeszcze siłę robić zdjęcia
DSC_0556
Muskuły nam rosną od podnoszenia…
DSC_0573
Dochodzi element wodny

Potem jeszcze tylko głębokie, ciągnące się po kilkaset metrów kałuże, pozarywane mostki, aż wreszcie dojeżdżamy do rzeki Kocva. Jesteśmy w środku Uralu. Tu robimy dzień przerwy. W dali szczyt Kosvinsky Kamen.

Zawsze ciekawiło nas, jak ten Ural naprawdę wygląda. Trochę kojarzy się z Bieszczadami. Zalesione, niewysokie pasma o wysokości około 1000 m, tyle że w najwyższych partiach nie ma połonin, a zamiast tego górują gdzieniegdzie nad lasami nagie skały. Niezwykle szybko zmienia się tu pogoda. Palące słońce w parę chwil potrafi się zmienić w dziką,  walącą piorunami burzę, niemal porywającą namiot.

DSC_0579
Nad rzeką Kosva
DSC_0586
Próba rybałki nad rzeką Kosva
DSC_0644
Odpoczynek po offroadzie
DSC_0726
Ural – rosyjskie Bieszczady

Kolejny etap uralskiej wycieczki jest dużo przyjemniejszy.  Zostało jeszcze trochę przepraw, w tym przez kilka szerokich rzeczek. Przede wszystkim trwa zmaganie z motylkową śnieżycą.  Spotykamy nawet grupę rosyjskich kładziarzy. Serdecznościom nie ma końca, wlewają nam do pełna benzynę, jakikolwiek opór z naszej strony i zapewnienia, że starczy nam paliwa, są bezsensowne.

DSC_0661
Offroad cz. II – w nocy popadało…
DSC_0662
Sprawdzanie, czy da się przejechać
DSC_0701
Przeprawa przez rzekę Typył

W końcu jesteśmy u celu. Granica Europy i Azji na małej, górskiej ścieżce – najbardziej wysuniętym na północ przejdzie przez Ural, jaki udało nam się znaleźć.  Kolejne 20 km i docieramy do wioski Kytlym. Koniec dziczy, Ural został okiełznany.

DSC_0720
Dojeżdżamy do Azji!
DSC_0715
Międzykontynentalny podskok

DSC_0749
Za Kytlym droga się poprawia

 

 

 

You may also like...

8 Comments

  1. Na ten wpis tak bardzo i niecierpliwie czekalem!!! I znow super ze choc na chwile moglismy byc z Wami dzieki video – wlasnie pokazalem Madziuli filmik i jej komentarz jest taki:
    1. pozabijalabym Cie jakbys mnie na cos takiego wzial.
    2. ale potem bylabym zadowolona
    3. a jakbysmy jechali jednym motorem to bym caly czas dralowala na piechote

    pozdr!

    M

    1. To ja (Marta) odpowiem:
      1. Werbalnie zabijałam Bartka po kilka razy na każdym metrze
      2. Potem byłam zadowolona, zwłaszcza jak Bartek powiedział, że też ma dość i następny taki przejazd to chyba dopiero w Kirgistanie mi zafunduje,
      3. Przy niektórych kałużach dawałam Bartkowi szansę wykazać się dwukrotnie: porzucałam moją DR i zabierałam się za kręcenie filmików, a Bartek robił dwa kursy 🙂
      Trzymajcie się!

      1. Mariusz, Ty zawsze wszystko wyłapiesz 🙂

  2. już się martwiłem, że Bartek się wyleczył z tego szukania dróg innych niż wszyscy.
    „Jak tu się zsuniesz to tu wjedziesz, potem…
    daj ja to przejadę” 🙂
    Marta – nie połam się z tym wariatem!

  3. wow! Marta, jesteś wielka! bałabym się bardzo… ale z drugiej strony, pewnie ta satysfakcja po.. jak już się te wszystkie przeszkody pokona..
    pozdrawiam również z Azji! 🙂
    ps. Michał, db komentarz – dokładnie widzę Madziulę mówiącą te słowa 😉

    1. Kasia, te „najciekawsze” fragmenty przejeżdżał Bartek… Mam nadzieję, że masz już swój skuter!

  4. Haha „Jak tu się zsuniesz to tu wjedziesz, potem…
    daj ja to przejadę” – moja ulubiona wypowiedź 🙂
    Uwielbiam czytać waszego bloga, jesteście moimi ulubionymi podróżnikami i mam nadzieję, że wydacie kolejna książkę, bo pierwsza, już jest przeczytana dawno i stoi sobie spokojnie u mnie na półce 🙂 Pozdrawiam i szerokiej drogi :)))

    1. Dzięki Kasiu, pozdrawiamy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.