Nazywa się ono jokamiehenoikeus. Upoważnia każdego człowieka do swobodnego chodzenia, jeżdżenia na rowerze i pływania po całej fińskiej ziemi, nie wyłączając terenów prywatnych, z wyjątkiem bezpośredniego otoczenia cudzego domu. Jokamiehenoikeus upoważnia również do urządzenia sobie pikniku a nawet rozstawienia namiotu na jedną noc lub weekend gdzie nam się żywnie podoba (poza nielicznymi wyjątkami, gdy zakaz jest podyktowany ochrona przyrody). Bez zgody właściciela nie można tylko sobie ogniska zapalić.
Jokamiehenoikeus chełpią się turystyczne ulotki, cytujące konkretne przepisy fińskich kodeksów. Jeśli właściciel ziemi wbije znak zakazu wstępu, psem poszczuje czy przepędzi ze swojej posiadłości posługując się innym środkiem perswazji, możemy śmiało na niego naskarżyć, zostanie za to niechybnie ukarany.
Z jednej strony Finowie chwalą się swoim liberalizmem, ale czy aby na pewno jokamiehenoikeus wszystkim się podoba? Tutejsi mieszkańcy cenią sobie prywatność i wcale nie czekają z otwartymi ramionami na przybysza, który raczy zaszczycić ich posesję niespodziewaną wizytą.
Ale Fin też potrafi obejść system. Otóż jokamiehenoikeus nie rozciąga się na wjazd pojazdami mechanicznymi. W związku z tym im bliżej wschodniej granicy, tym więcej ostentacyjnych znaków zakazu wjazdu samochodom i motocyklom. Gdyby ktoś nie zrozumiał obrazka, jest też podpis. Ale tylko po rosyjsku.