Gdy mówi się o kuchni Azji Środkowej, tak naprawdę zwykle chodzi o potrawy typowe dla Uzbeków, a w zasadzie dla miast, które obecnie znajdują się na jego terenie, takich jak Samarkanda czy Buchara (a które również Tadżycy uważają za swoje).
Królują szaszłyki, masowo grillowane na ulicach i bazarach. Przeważnie przygotowywane są z baraniny, często mielonej. Można też dostać kawałki kurczaka lub wołowiny. Jesteśmy w kraju muzułmańskim, więc wieprzowiny nie uświadczy się. Szaszłyki podawane są zawsze z plasterkami surowej cebuli na zagrychę. My wybieraliśmy do nich jednak zakąskę w wersji nieco łagodniejszej, czyli „swieżyj saład”: pomidory z ogórkami i cebulką. Oczywiście obowiązkowo zagryza się je chlebem, nonem zwanym lepioszką.
Z szaszłykami może konkurować tylko osz, zwany z rosyjska płowem. Jest to tłuste rizotto z mięsem, czerwoną i żółta marchwią, cieciorką i czasem z rodzynkami. Samarkandzka legenda głosi, że Timur nakazał kucharzowi przygotowanie dania, które nasyci na cały dzień żołnierza. Tak powstała owa ukochana przez miejscowych potrawa. Z zamawianiem osz trzeba się spieszyć, gdyż podawany jest najpóźniej do pierwszej po południu. – Im wcześniej zamówicie, tym lepiej. Starajcie się przed jedenastą, bo potem dostaniecie jedzenie z dna misy, przesiąknięte tłuszczem – radzi nasz samarkandzki znajomy Ozod. Płow fatycznie ocieka olejem. Nawet niepozornie małą ilość nieprzywykły żołądek wspomina godzinami.
Gdy człowiek nie możne już patrzeć na płow a woń szaszłyka przyprawia o mdłości, pozostają jeszcze kluski z mięsem i warzywami, czyli lagman (to jednak bardziej specjalność ujgurska niż uzbecka) oraz manty, tj. mięsne pierożki. Istnieją też punkty specjalizujące się w przyrządzaniu w piecach tandor pierogów zwanych samsa, oczywiście nadziewanych mięsem. Ogólnie rzecz biorąc wegetarianie w Azji Środkowej nie mają lekko… Żyzne doliny Uzbekistanu to raj dla owocożerców. Nie ma na świecie słodszych melonów i arbuzów, jędrniejszych brzoskwiń i czerwieńszych granatów.
Typowa jadłodajnia to tzw. czajchana, w której zajada się na tapczanach wyłożonych poduszkami. Nazwa pochodzi oczywiście od obowiązkowego napoju. Herbatę chłepcze się bowiem przy każdej okazji i do każdego posiłku. Podawana jest w czajniku, a pije się z płaskiej miseczki. Najpierw powinno się ulać odrobinę płynu do miski i wlać powrotem do czajnika, i tak trzy razy – w ten sposób esencja naciąga. Pierwszą porcję kulturalny gospodarz wychyla sam, udowadniając w ten sposób, że nie jest zatruta, a dopiero potem podaje pozostałym biesiadnikom.
Wielu osobom zdarzają się niestety zatrucia. Licho dopadło nie tylko rodziców, ale i nas, mimo że byliśmy przyzwyczajeni do miejscowej flory bakteryjnej. Trzeba też przyznać, że po kilku miesiącach środkowoazjatyckie menu staje się nieco monotonne i człowiek z przyjemnością zaczyna przygotowywać jedzenie samodzielnie. Ale największą niespodziankę zrobiła nam Pani Hania Strzałkowska w Taszkiencie – niedzielny obiad ze schabowym, ziemniaczkami, buraczkami i pieczonymi warzywami. Z trudem zdołaliśmy zrobić zdjęcie przed jedzeniem…