Sylwester 2017. Zaplanowaliśmy, że spędzimy go wysoko w górach żeby zamiast fajerwerków mieć ognisko i migoczące nad głową gwiazdy, ale nasz plan został przemile pokrzyżowany.
Zaczęło się od tego, że szefem firmy ochroniarskiej hotelu w Mizata, gdzie spędzaliśmy wigilię, okazał się Julio Serrano, zapalony motocyklista. Na koniec pogawędki zaprosił nas na swoje rancho niedaleko San Salwador gdybyśmy byli w tamtej okolicy. A że nasza droga w sylwestrowe góry wiodła właśnie tamtędy, wpadliśmy z wizytą.
Ugoszczono nas królewsko, cała nasza rodzinka mogła popróbować sił na koniach i zajadać najbardziej ekologiczne farmerskie smakołyki. A że nocą psy zagryzły jagnię kwestia obiadu sama się rozwiązała.
Samego Sylwestra spędziliśmy z Julio i jego bliskimi w ich domu. W Salwadorze stary rok żegna się raczej spokojnie i rodzinnie, wizyta na jarmarku to w zasadzie całe szaleństwo tej n ocy.
To już koniec Salwadorskich opowieści. Tyle dobrego nas tu spotkało, że trudno uwierzyć, jak ten kraj może on mieć najgorszą reputację w regionie.
Czas zatem przetestować kolejny „groźny i niebezpieczny” kraj Ameryki Środkowej. Za chwilę wjeżdżamy do Hondurasu!