Rosyjska gościnność przerasta nasze najśmielsze oczekiwania. Może przyczyną tego jest fakt, że unikamy głównych asfaltowych dróg, a na prowincji innastraniec jest wciąż sensacją. Ale bardziej prawdopodobne, że to wynika po prostu z natury  tutejszych mieszkańców. Po klasycznym zestawie pytań: skąd, dokąd, po co, a gdy rozmówcą jest mężczyzna: jaka pojemność silnika, pada zwykle „zachadzicie, czajku papijom”.

„Czajku papijom” oznacza, że:
– napijemy się herbatki,
– zostaniemy nakarmieni tym, co gospodarza ma najlepszego,
– popijemy ciut ciut gorzałki, koniecznie czystej, ale z u miarem (z tymi opowieściami o ruskim piciu to spora przesada, nasi gospodarze zawsze pili kulturalnie i oględnie),
– zostaniemy na noc, często z opcją kąpieli w bani,
– na drogę dostaniemy podarunek.

Pierwszy taki nocleg zdarzył się w przygranicznej miejscowości Porosozero. Pytamy panią w sklepie, czy gdzieś tu można przenocować, po chwili przybiega właściciel sklepu i prowadzi nas do swojego domu. Sklepów w każdej wsi jest co najmniej kilka, kto tylko zdoła odłożyć trochę grosza, otwiera sklep, czyli najbardziej oczywisty i przychodzący jako pierwszy na myśl biznes w kraju, gdzie dopiero niedawno uwolniono rynek. Konkurencja olbrzymia, za krótki czas większość przedsiębiorców prawdopodobnie zbankrutuje.

Wracając do naszego noclegu: dostajemy do użytku chatkę, w której mieszkali  robotnicy budujący dom. Warunki spartańskie, nasze lokum idealnie wkomponowuje się w codzienny rosyjski małomiasteczkowy krajobraz. Za to nie cieknie nam na głowę, a leje tego wieczoru niemiłosiernie. Wśród deszczu wychodzi słońce, nad miasteczkiem rozpościerają się nagle wspaniałe tęcze, kolorując i rozświetlając na kilka chwil smętne i brzydkie otoczenie. Nasz gospodarz nie chce słyszeć o jakiejkolwiek zapłacie za nocleg, na drogę dostajemy dwie suszone ryby, tutejszy przysmak do piwa.

DSC_1018
Podwózka do domu- nasz gospodarz nie chciał pozwolić, abyśmy chodzili po deszczu
DSC_0016
Nasze pierwsze ruskie lokum
DSC_0017
Widok z okna
DSC_0988
strażnik motorów
DSC_0989
Żółte z niebieskimi drzwiami to nasze lokum
DSC_0992
Najmodniejsza lokalna ozdoba domów
DSC_0999
Deszcz, słońce, magiczne światło
DSC_1003
Wieś ożywa

Innym razem pytamy właściciela domku nad jeziorem w Porosozero, czy możemy rozstawić namiot na jego posesji. Okazuje się, że to dacza letniskowa. Najpierw zaprasza nas, żebyśmy popływali sobie łódką po jeziorze i popróbowali łowić. Potem przygotowuje poczęstunek. Za chwilę przybywa para młodych znajomych gospodarza (bo bardzo byli ciekawi innastrańców na motorach, jak szepnął nam ukradkiem gospodarz). Po posiłku kąpiel w specjalnie dla nas rozpalonej bani, a drewna . nie pożałował, w środku było ponad 100 stopni. Nie muszę dodawać, że o żadnym rozkładaniu namiotu nie było mowy. A co następnego dnia na drogę? Słoik powideł z borówek własnej roboty.

Z tego wszystkiego zapomnieliśmy, o flaku w moim tylnym kole. Ruszamy rano przed siebie, a że na drodze dużo luźnego żwiru, to sobie przejeżdżam beztrosko 5 km sądząc, że motocykl ślizga się z powodu sypkiej nawierzchni. Gdy przypomniałam sobie o wczorajszym flaku, jest już za późno. Dętka rozerwana na strzępy, siedzący w oponie gwóźdź poharatał ją tak, że była nie do naprawienia. Bartek zabiera się za wymianę dętki. Pierwszy raz zmieniamy tylne koło, solidnie się trzeba z tym nasiłować. Po wymianie pompujemy, ale kompresor przestaje działać. Zwykłej pompki nie zabraliśmy ze sobą. Bartek jedzie do wsi napompować koło, lecz okazuje się, że przy wkładaniu nowej dętki niechcący ją podziurawiliśmy. Więc łatamy nową dętkę. Sprawdzamy kompresor żeby napompować nową dętkę – działa. Za pierwszym razem też zresztą działał, tyle że nie można było napompować dziurawej dętki. Cała operacja zżera bardzo dużo czasu, ale w końcu ruszamy.

DSC_0172
Przed udaniem się do bani, zielone liście to witki do mycia
DSC_0175
Pożegnanie przed daczą
DSC_0177
Opona nie chce zejść
DSC_0180
sprawca nieszczęścia wykryty

Gdy kilka dni później tankujemy na stacji w miasteczku Gayny, z rozklekotanej łady wytacza się  dwóch młodych, pijanych i wydzierganych meneli. Narzucają się nam, a najbardziej ciekawi ich, ile kosztowały motocykle i gdzie dokładnie planujemy dziś się zatrzymać na noc. Sytuacja jest nieciekawa. Obok tankuje właściciel wypasionej terenówki. Na drogach jeżdżą tu dwa rodzaje samochodów: rozsypujące się przedpotopowie łady i wołgi albo kosztowne terenówki. Nic po środku, żadnych pojazdów klasy średniej. Trochę odzwierciedla to zresztą rosyjską sytuację społeczną i ogromne ekonomiczne kontrasty, jakie panują w Rosji: klasa średnia rodzi się tu bardzo powoli. Mężczyzna z terenówki zaprasza nas na herbatkę, jesteśmy zadowoleni, zwłaszcza, że to uwalnia nas od towarzystwa podejrzanych typków ze stacji.

Aljeksiej jest zdaje się najbogatszym mieszkańcem miasteczka. Prowadzi z bratem, Siergiejem, firmę budowlaną. Ich murowane, piętrowe domy jaskrawo odcinają się od pozostałych ubogich drewnianych budynków.
– Uważajcie na takich typków jak ci ze stacji – ostrzega. Tu były łagry, a więzili nie tylko politycznych, ale też zwykłych kryminalistów. Po 90 roku wszystkich powypuszczali i teraz kryminalni rozrabiają po miasteczkach. Ale  nigdy w tych, w których sami zamieszkają. Ja znam wszystkich mieszkańców Gayny, a koleżków ze stacji nie kojarzę.

Andriej i Siergiej mają dobrze ułożone w głowach. Lubią dobrze zjeść, dbają, by zaopatrywać się w naturalne, zdrowe artykuły: jaja ze wsi, sok z malin z ogródka, surowy, świeży łosoś. Poleli czaczę: winogronową, 46% wódkę z winogron, po którą jeżdżą specjalnie w okolice Soczi. Tak wspaniałego alkoholu jeszcze nigdy nie piliśmy: lekko wchodzi i roztacza przyjemny, winogronowy, rześki zapach. Bracia lubią spędzać czas na rybałce (Siergiej właśnie przyniósł złowioną przez siebie rybę), w wolnym czasie spływają rzekami na pontonach i katamaranach, zimą biegają na nartach po zamarzniętym jeziorze i okolicznych lasach. Są przedsiębiorczy, mają pieniądze i wydają je w mądry sposób. Na noc umieszczają nas w domku, w którym mieści się bania, oczywiście kąpiel wliczona w gościnę. Następnego dnia dostajemy na drogę torbę serowych ciastek  upieczonych przez  żonę Aleksieja. Bracia odprowadzają nas, na pożegnanie jedziemy na miejscowe wzgórze, gdzie rosną poziomki i skąd rozciąga się widok na całą okolicę.
– To miejsce w dole to wodorazdzieł, punkt, przed którym rzeki płyną tylko w kierunku północnym, a za nim tylko na południe.

Najedzeni i wykąpani ruszamy w góry Uralu…

DSC_0452
Na podwórku
DSC_0457
Sesja pożegnalna nad rzeka w miejscowości Gayny
DSC_0462
W dole wodorazdzieł

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.