Znalezienie kempingu w Maroku jest bajecznie łatwe. Kraj jest zajechany przez francuskich „kamperowców”, którzy czują się tu jak w domu więc w każdym turystycznym miejscu znajdzie się przynajmniej jeden kemping. Rano podjeżdża do każdego samochodu pan ze świeżym pieczywem a właściciel rozlewa wszystkim szklaneczkę właśnie zaparzonej herbaty. Żyć nie umierać!

Kierujemy się na południe, uciekamy przed zimnem i deszczem. Ale po drodze odwiedzamy miejsca, które ominęliśmy będąc w Maroku kilka lat temu. Pierwszy przystanek to malowniczo położone miasteczko Moulay Idriss, gdzie znajduje się grób prawnuka Mahometa, założyciela pierwszej marokańskiej dynastii  Idrysydów. Świat muzułmański świętuje akurat urodziny Mahometa, przybyło sporo pielgrzymów a wieczorem ze wszystkich stron dobiegają religijne pieśni.

Obrazek, jaki pamiętamy z pierwszej podróży w te strony. Kolorowo otynkowane mury mediny, bazary, osiołki, kawiarenki z całkiem smaczną kawą i wspaniałą herbatą z miętą (dla turystów wsypują mniej cukru, wersja tradycyjna to ulepek nie z tej ziemi, szaszłyki i oczywiście nieśmiertelny tajine. Na bazarach królują oliwki we wszystkich smakach i odmianach, świeżo tłoczoną oliwę kupuje się za grosze. Trwają też właśnie zbiory karczochów, tańsze od kartofli.

Dla europejskich turystów główną atrakcją okolicy nie jest jednak Moulay Idriss, ale położone kilometrów za miasteczkiem rzymskie ruiny Volubilis, ze wspaniale zachowanymi mozaikami. Uczta dla miłośników starożytności a i laik spędzi tu ciekawy czas.

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.